Jeszcze jakiś czas temu Winter Renshaw była kompletnie nieznaną mi autorką. Ale zapoznanie się z pierwszym tomem cyklu Postscriptum pozwoliło mi utwierdzić się w przekonaniu, że warto sięgnąć po jej kolejne książki. Tym sposobem zamówiłam także „PS. Tęsknię za tobą”, która dotarła do mnie dzięki uprzejmości wydawnictwa Editio Red. Przyznam, że streszczenie zapowiadało dość schematyczną lekturę, ale ów fakt w ogóle mnie nie zraził, jako że od podobnych lektur nie oczekuję powiewu świeżości, a emocji. Czy odnalazłam je na kartach niniejszej publikacji? O tym w dzisiejszej recenzji.
ZARYS FABUŁY
Melrose Claiborne to początkująca aktorka, która marzy o rozwoju kariery. Gotowa na podjęcie wyzwań, nie ma pojęcia, jak wiele będzie kosztowała ją przysługa wyrządzona przyjacielowi z dawnych lat. Wyjeżdżający Nick prosi ją o to, by podczas jego nieobecności zamieszkała w jego pokoju, płacąc czynsz. I to nie pieniądze są dla niej problemem, a uciążliwy współlokator Sutter Alcott.
Sutter nie miał pojęcia, że ponętna dziewczyna może być tak wkurzająca. Kąśliwe komentarze budzą pomiędzy nimi aurę nienawiści. Zdaje się, że porozumienie na tej linii nie ma prawa bytu. A jednak. Oprócz złości i frustracji pojawia się coś jeszcze. Namiętność. Tylko czy będzie miała szansę się przebić, kiedy do gry wchodzą inne priorytety?
SŁOWO O BOHATERACH
Główna bohaterka powieści to dziewczyna z bogatego domu. Wydaje się, że idzie przez życie z lekką duszą, bez większych zmartwień, bo jeśli ma się pieniądze, wszystko przychodzi łatwo. A jednak, kariera, jaką dla siebie widzi, wymaga wielu wyrzeczeń i dylematów. Czy im podoła? Okazuje się, że w rzeczywistości Melrose nie jest tak zaradna i będzie wymagała wsparcia. Nie wszystko się jej udaje. W końcu od lat skrycie i bez wzajemności podkochuje się w swoim przyjacielu, Nicku, dla którego teraz będzie musiała bardzo się poświęcić. A Sutter – drugi pierwszoplanowy bohater książki? Nie chce się przyznać, że złość, jaką budzi w nim Melly miesza się z innymi, zaskakującymi uczuciami. Złośliwy, potrafiący rzucić jakimś obraźliwym hasłem będzie mocno zszokowany kiedy odkryje, że nie taka pusta Melly, jak na początku mu się wydawało.
AKCJA, MIŁOŚĆ I PRZEWIDYWALNY TOK
Powieść, ze streszczenia, wydawała mi się przewidywalna i okazało się, że faktycznie taka jest. Od A do Z, można wszystko przeczuć. Przebiega wedle bardzo typowego scenariusza z zakończeniem, które niczego nie wnosi. To historia o miłości zrodzonej ze złości i frustracji. Autorka świetnie ukazuje fakt, że nieznajomość budzi niesłuszne domysły i uprzedzenia i tylko możliwość poznania potrafi ukazać, jaka jest prawda. Cała historia nie jest jakoś wybitnie emocjonująca. Zabrakło mi tej iskry pomiędzy bohaterami, stąd całość wydawała mi się po prostu dobra. Bez większego szału. To jedna z tych historii, o których po prostu szybko się zapomina.
DRUGI PLAN
Na drugim planie wątek skomplikowanych relacji rodzinnych Suttera. Jego trudny kontakt z ojcem i sytuacja z bratem. Jest kwestia kariery Melrose, burzliwe kontakty z reżyserami i wpływowymi osobami, które wymagają więcej, aniżeli im wolno… No cóż, niektórzy sądzą, że nie wszystko da się osiągnąć wyłącznie talentem.
PODSUMOWANIE
Drugi tom serii Postscriptum nie wypadł tak dobrze, jak jedynka. Całkiem przyjemne postaci tworzyły sytuacje, w których zabrakło mi emocji. Książka nie jest odkrywcza, bardzo schematyczna, do przewidzenia. Taki romans z elementami hate-love zasługujący na sześć w dziesięciostopniowej skali. Po poprzedniczce liczyłam na trochę więcej. Gdyby tak rozwinąć pewne wypracowane wątki, może byłoby ciekawiej, ale daje się, że na niektóre tematy zabrakło autorce pomysłu. Jeśli zatem podejdziecie do książki bez wygórowanych oczekiwań, może będzie u Was miała jakieś szanse, ale nie liczcie na zbyt wiele.
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio Red.
Czyli dopadła go klątwa drugiego tomu. Ja nie jestem zainteresowana tą serią.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie planuję poznawać tej historii.
OdpowiedzUsuń