„Może jest jakiś większy sens, jakiś większy
obraz, którego my jesteśmy tylko małym elementem. Wiesz, tak jak w tych
puzzlach z tysiąca elementów. Patrząc na jeden element, nie jesteś w stanie
stwierdzić, jak będzie wyglądać cała układanka.”
Próbuję pisać, chociaż mam oczy zamglone od łez. Chciałam
zacząć od razu, bo choć nie zdążyłam uporządkować myśli, czuję, że muszę
przelać emocje w słowa. Przed paroma minutami odłożyłam na bok „Making faces”,
książkę, która wyszła spod pióra dobrze znanej mi już Amy Harmon. Autorka zaskakiwała mnie
nieraz przekonując do tego, że w każdej
z swoich powieści przemyca w świat czytelnika powiew świeżości. Teraz zawiało
także wzruszeniem, tak mocno, że moja żelazna dusza prawie rozpadła się na
kawałki. To było... No właśnie – jakie? Jesteście ciekawi? Zapraszam na
recenzję.
ZARYS FABUŁY
Nastoletnia Fern
urodziła się w szczęśliwej rodzinie, jako długo wyczekiwane dziecko. Los obdarzył
ją przyjacielem, mądrością i pogodą ducha, chociaż poskąpił jej urody.
Podkochując się skrycie w popularnym w szkole, utalentowanym i dobrze
zbudowanym zapaśniku Ambrose wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie zwrócić na
siebie jego uwagi. Nie przewidziała jednak tego, że życie pisze własne
scenariusze. A potem nastąpiło wielkie PO.
Ambrose Young
wraca z wojny jako jedyny z grupy przyjaciół. Pokiereszowany fizycznie, ale
przede wszystkim psychicznie, ukrywa się przed światem nosząc w sercu żałobę, która
włada jego codziennością. Nie potrafiąc zaakceptować nowej rzeczywistości
ponownie spotyka Fern, dawną koleżankę ze szkoły. Pomiędzy nim, dziewczyną i
jej niepełnosprawnym przyjacielem Baileyem rodzi się więź pokonująca wiele
trudności. Tylko czy miłość i przyjaźń są w stanie stawić czoła koszmarom wojny? Czy jest szansa na szczęście, kiedy w
grę wchodzi złamana dusza? I jak wiele człowiek ma czasu, by zawalczyć o
marzenia?
Ukazana z perspektywy narratora trzecioosobowego historia
młodych ludzi to przede wszystkim powieść o miłości, tej, w której na pierwszym
miejscu wcale nie stoi pożądanie, a szczere uczucie, nie fizyczność, a wnętrze.
To jednak książka mająca o wiele głębsze przesłanie. Ukazująca wojnę, przyjaźń,
a nawet śmierć - dociera do sprytnie ukrytych zakamarków serca, które na co
dzień dla wielu innych powieści pozostają poza zasięgiem.
BOHATEROWIE – W PODWÓJNYM
TEGO SŁOWA ZNACZENIU
Jest Ambrose,
który zyskał urodę po nieznanym ojcu, jednak wychowywany przez dobrego
człowieka nauczył się patrzeć na to, co tak naprawdę ważne. Waleczny, utalentowany, skromny. To
właśnie jemu los zgotował wyzwanie, które zapisało na kartach jego życia
nieodwracalne zmiany. A jednak szukając pośród właściwych ludzi i akceptując
rzeczywistość taką, jaka jest, ma szansę na to, by odnaleźć szczęście. Niemniej istotną postacią
tej książki jest Fern, uczynna, pogodna,
inteligentna szara myszka. Dziewczyna bardzo niezwykła i zwykła zarazem. Stając się symbolem prawdziwego piękna
człowieka, skrywa je w środku. To bohaterka, której po prostu nie da się nie
pokochać.
Chociaż w streszczeniu pojawiła się o nim zaledwie mała
wzmianka, nieodłącznym elementem tej książki staje się postać Baileya. Urodzony z dystrofią mięśniową
kuzyn głównej bohaterki pokonuje bariery losu świadom jak mało kto kruchości
ludzkiego życia. Jest Rita, piękna
dziewczyna, która dokonała niewłaściwego wyboru i są zasłużeni dla ojczyzny
młodzi mężczyźni, którzy śmiertelni i nieśmiertelni zarazem pozostawiają po
sobie wieczny ślad.
ROMANS? POWIEŚĆ
WOJENNA? A MOŻE COŚ INNEGO?
To nie tanie love story i nie bajka. Zaprzeczę
streszczeniu z okładki, jako że Amy Harmon stworzyła opowieść jak z kart
romansów. Tutaj wielowątkowa fabuła,
w której jednak wszystkie elementy wydają się spójne i wypełniające siebie
nawzajem, pokazuje wiele oblicz miłości.
Podszyta przyjaźnią, ludzkimi
problemami, niesprawiedliwością i nieprzewidywalnością losu, ale także nutką
religii śle przesłanie dotyczące tych najważniejszych wartości. To historia
o młodych ludziach, którym przyszło zmierzyć się z największym wrogiem. To
jednak także powieść o odrodzeniu i o
tym, że by sięgnąć po prawdziwe szczęście i móc go zrozumieć, trzeba przebyć
długą, trudną i często niezrozumiałą drogę.
PODSUMOWANIE
Jeżeli
spodziewacie się namiętności znanej z współczesnych powieści nurtu New Adult i
stawiacie na słodkie scenariusze – odpuście. Bo chociaż jest to książka o
miłości, z pewnością jest czymś więcej. Rozweselając, poprawiając humor,
ściskając serce i wyciskając łzy uczy i daje szanse na to, by na chwilę usiąść
i zastanowić się nad własnym życiem, nad własnymi ułomnościami i stawianymi
sobie granicami, które często rodzą się wyłącznie w naszej głowie. Dla mnie zdecydowanie
najlepsza książka tej autorki.
Jestem pod wielkim wrażeniem, a ta recenzja na pewno nie pozostanie moim
ostatnim słowem w sprawie tego tytułu. Jeszcze nieraz o nim wspomnę, by mógł
dotrzeć jak najdalej.
moja ocena: 9/10
wydawnictwo: Editio
Red
ilość stron: 342
data wydania:
styczeń 2017
Za książkę bardzo serdecznie
dziękuję wydawnictwu Editio Red.
Jeżeli jest to najlepsza powieść autorki to koniecznie muszę przeczytać, ponieważ Harmon zdobyła moje czytelnicze serce poprzednimi powieściami.
OdpowiedzUsuńMoje serce też zdobyła poprzednimi. Uwielbiam jej pióro. Ta książka jest nieco inna od "Prawa Mojżesza" i "Pieśni Dawida" - ale niemniej dobra. Jak już wspomniałam, nawet lepsza :)
UsuńTyle emocji, to muszę przeczytać. Już wcześniej ksiązka mnie zainteresowała, z chęcią po nią sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto poświęcić jej czas. Mnie naprawdę złapała za serce :)
UsuńKsiążka wzbudziła w Tobie tyle emocji, że chcę ją też przeczytać.
OdpowiedzUsuńWarto - naprawdę. To nie jest jakiś tani romans, to naprawdę wzruszająca, piękna historia o miłości i tych najważniejszych wartościach.
UsuńPoluję na te książkę :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze książek tej autorki, ale muszę zacząć. Mało jest książek które potrafią porządnie wzruszyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kasia z Ebookowych recenzji
http://ebookowe-recenzje.blogspot.com
Making faces zdobyło również i moje serce! Uwielbiam wszystkie trzy książki autorki i cieszę się, że jak na razie spotykam same pozytywne ich recenzje, bo oznacza to, że mogą pojawić się jakieś nowe tytuły od Harmon na naszym rynku wydawniczym. ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jestem za - jak najwięcej książek Amy Harmon w Polsce :) Uwielbiam jej pióro. Pisze takie piękne i niebanalne historie.
UsuńZnowu mnie wyprzedziłaś, a po Twojej recenzji już nie mogę się doczekać kiedy w końcu będę mieć chwilę, by zacząć czytać książkę. Trochę się obawiam, że wyleje morze łez podczas lektury... :)
OdpowiedzUsuńHehe :) Tylko parę razy udało mi się Ciebie wyprzedzić. Nieraz to Ty rozbudzasz mój apetyt, więc potem czym prędzej zanurzam się w kartach polecanych powieści :) Myślę, że ta książka naprawdę Ci się spodoba.
UsuńUwielbiam tą książkę! Dzisiaj skończyłam ją czytać i jestem pod wielkim wrażeniem. Piękna i niezwykle subtelna historia Fern i Ambrosea, ale co dla mnie ważne nie dominująca. Inne wątki były równie absorbujące i wzruszające.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Masz rację, historia głównych bohaterów jest piękna, ale nie przytłaczająca. Wiele tutaj ciekawych wątków, które tworzą w efekcie wartą polecania powieść.
Usuńwłaśnie czytam <3
OdpowiedzUsuńobserwuję bloga i zapraszam do mnie. :)
http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/