Gdybym miała wymienić tutaj nazwisko autorki, która tworzy naprawdę mocne historie, bez wątpienia napisałabym, że to Penelope Douglas. Ale… jest jeszcze jedna pisarka, przy której nawet twórczość Penelope chowa się pod względem kontrowersji. Amo Jones. I to właśnie o jednej z jej książek chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć. Już na samym wstępie zaznaczę, że fani sztampowych i łagodnych powieści o miłości nie mają tutaj czego szukać. „Crowned by Hate” to prawdziwa jazda bez trzymanki. Czy w granicach znośnych i dla mnie? O tym chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć.
ZARYS FABUŁY
Czy bycie córką prezydenta Stanów Zjednoczonych to przywilej? Być może tak. Ale nie dla Isy Johnson. Dla niej to przekleństwo. Zbuntowana, młoda dziewczyna robi wszystko, by uprzykrzyć życie ojcu. Nie potrafi dostosować się do zasad etykiety, na każdym kroku upominana oraz instruowana przez wyznaczoną do tego zadania osobę. Pewnego dnia, na jednym z bankietów na drodze Isy staje Bryant Royal. I to nie przypadkiem. Mroczny, zarządzający Royal Enterprise, bezlitosny człowiek, którego kontakty sięgają naprawdę daleko ma jedno żądanie. Isa ma zostać jego żoną. Dlaczego? Jego życiem kieruje zemsta, a to, co ma jej do zaoferowania, to piekło na ziemi. Oferta mało kusząca, choć facet wydaje się być niezłym przystojniakiem. Co ma Isa do stracenia, jeśli odmówi? Świat pozna jej mroczną tajemnicę z przeszłości. A to wystarczający argument, by się zgodziła.
POSTACI BEZ GRANIC
Córka prezydenta, Isa Johnson, jak na bohaterkę Amo Jones przystało to dziewczyna bez granic. Rozwiązła, bezwstydna, zbuntowana aż do przesady. Jakby robienie na złość swojej rodzinie przynosiło jej niewymowną radość. Księżniczka nie ma zamiaru korzystać ze swojej pozycji, woli własne życie prowadzone według własnych zasad. Pech jednak chce, że jej wybory i własne ścieżki są niestety uniemożliwiane. Przez różne czynniki. Czy polubiłam jej osobę? Uff… raczej nie. Niech tam sobie robi z tymi facetami co chce, jej sprawa, ale jej portret miał w sobie sporo niespójności. Nie pamięta tragicznych wydarzeń z przeszłości, ale sama nie wie czy to wynik tego, czy długo na to pracowała czy może stres pourazowy. A jednak coś tam pamięta, bo przywołany rok od razu przywołuje w niej wiele negatywnych emocji. To wszystko średnio się kleiło. Chociaż powiedziałabym, że do czasu. Na końcu autorka naprawdę zaskakuje, także istotnym faktem, który wszystko zdaje się wyjaśniać. Bryant to gruba ryba. Przystojniak jakich mało, a zarazem bezczelny typ. Władczy, bezlitosny, ma swoje powody, choć z jednej strony sobie „korzystał”, z drugiej miał złe intencje. Sama nie wiem. Jego osoba też nie przekonała mnie w stu procentach.
CHAOS, DOSADNE SCENY I DOBRY KONIEC
Akcja powieści to istny chaos. W zasadzie nie powinno mnie to dziwić, bo ten rzeczownik nierozerwalnie wiąże się z książkami Amo Jones. Co zawsze wywoływało we mnie mieszane uczucia. Główna bohaterka nie lubi swojej rodziny, potem idzie do swojego najlepszego przyjaciela, który wydaje się całkiem normalny i jak gdyby nigdy nic – kiedy ten opuszcza ręcznik – ona pada na kolana. A potem wiadomo co się dzieje. A to tylko początek. Scen namiętności tutaj dużo (potem już z udziałem Bryanta), choć z namiętnością w zasadzie niewiele miało to wspólnego. Wiecie o co mi chodzi. Do tego nieustanna przeplatanka wspomnień z przeszłości, jakieś nieklejące się fakty, dziwny klimat i to pytanie, które ciągle mi towarzyszyło. „A może ja jestem po prostu zbyt głupia, żeby to wszystko ogarnąć?”. Z czasem na wierzch zaczynają wypływać rodzinne powiązania, które przynoszą jasność. No i finał, który jest wielkim sztosem. Bo sprostowuje wątpliwości, a zarazem stawia wszystko pod gigantycznym znakiem zapytania. Prawdę mówiąc, ratuje całość. Tylko czy warto się katować przez pierwszą połowę książki, żeby potem mieć satysfakcję z końcówki? Sama nie wiem.
PODSUMOWANIE
„Crowned by hate” to na pewno oryginalna historia. Wulgarna i to bardzo, mocno chaotyczna, z mocnymi postaciami, u których co nieco zgrzytało. Przez dłuższą część po prostu mi się nie podobała. Wydawała się absurdalna, nawet jak na Amo Jones. Nie było tu tego czegoś, co wzbudziło moją sympatię do poprzednich książek jej autorstwa. Bo wiedzcie, że je czytałam i „Srebrny łabędź” nawet mi się podobał. Podobnie jak „Flip Trick”. Akcja owszem, jest wartka. Dużo się dzieje na stosunkowo niewielkiej ilości stron. A tych mamy dwieście. Końcówka była dla mnie dużym zaskoczeniem, na pewno na plus. I teraz sama nie wiem czy sięgnę po dalszy ciąg, bo jestem ciekawa jak to wszystko autorka pociągnie i rozpracuje. A potencjał ma i to spory. Czas pokaże. Na chwilę obecną piątka z plusem, ale żeby nie było tak kolorowo, to w dziesięciostopniowej skali.
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu NieZwykłemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz