Świetnie napisany, pełen seksownego napięcia debiut z zemstą w tle!
Dwudziestotrzyletnia Melody Prince jest rozdarta. Właśnie ukończyła z wyróżnieniem studia prawnicze, ale zamiast odczuwać radość i dumę, czuje tylko pustkę. Nie chciała być prawnikiem, a jednak zrobiła to, czego od niej oczekiwano.
Gdy dowiaduje się, że nie będzie pracowała z żadną z bliskich jej osób, ale dla siostrzeńca współwłaściciela kancelarii, jest zaskoczona. Widok Rhysa Mariposy dosłownie zwala ją z nóg i to nie tylko dlatego, że mężczyzna jest niesamowicie przystojny. Rhys okazuje się nieznajomym, na którego, dając się porwać chwili, rzuciła się z pocałunkami pod jednym z klubów.
Rhys nie tylko jest bardzo wpływowym biznesmenem. Skrywa on wiele tajemnic i ma plan zemsty na rodzinie Melody, który pragnie zrealizować, wykorzystując w tym celu dziewczynę.
Prolog
W najciemniej urządzonej łazience, jaką w życiu widziałam,
próbuję przywrócić oczom ostrość widzenia. Odrobina kropli nawilżających i jest
o niebo lepiej. Z krzywym uśmiechem przyglądam się odbiciu w lustrze. Czarna
sukienka tak obcisła, że nawet najcieńszy stanik nie mógłby się pod nią
zmieścić, opina moje szczupłe ciało, a długie ciemne loki spływają gładko na
nagie ramiona. Policzki mam zaróżowione od alkoholu krążącego w żyłach, a
błękitne, duże oczy podkreślone makijażem błyszczą z podekscytowania. Cieszę
się, że pozwoliłam Nancy zabrać mnie właśnie tutaj.
Drzwi
kabiny za moimi plecami otwierają się, a ułamek sekundy później pojawia się
w nich moja przyjaciółka. Odwracam się twarzą do niej, próbując ją
uściskać, lecz w tym samym momencie stawiam stopę pod złym kątem i w efekcie
ląduję na czarnej błyszczącej podłodze. Nancy wybucha głośnym śmiechem.
– Cholerne
obcasy – warczę, odpinając pasek złotych sandałków na szpilce, po czym
rozmasowuję bolącą kostkę.
– Chodź –
mówi Nancy, wyciągając do mnie rękę. – Pomogę ci.
Z powrotem
zapinam pasek butów, po czym sama dźwigam się na nogi z obrażoną miną. Na
szczęście moja kostka bardzo nie ucierpiała, więc pewnym krokiem ruszam do
wyjścia.
– Mel,
zaczekaj! – woła, rozczesując palcami długie blond włosy.
Przystaję,
po czym się odwracam.
Kiedy moje
spojrzenie napotyka jej zielone oczy, śmieję się głośno, odrzucając głowę do
tyłu.
– Dobrze,
że nikt mnie nie widział.
– Dobrze,
że żaden facet tego nie widział – poprawia mnie, myjąc ręce. – Miss gracji i wdzięku
na pewno by cię nie nazwał.
Prycham.
–
Przyszłam tu dobrze się bawić, a nie uganiać za facetami – przypominam.
Nancy
przewraca oczami, wkładając ręce pod suszarkę.
Otwieram
usta, żeby powiedzieć jej, jak wiele bakterii i grzybów mają w sobie te
urządzenia, ale to ona odzywa się pierwsza:
– Od
rozstania z Carterem minęło ponad pół roku. Musisz w końcu zapomnieć.
Na
wspomnienie Cartera mocno przygryzam wargę, zaciskając dłonie w pięści.
Jak mam o
nim zapomnieć, skoro ciągle mi ktoś przypomina?
– Nancy,
błagam, odpuść. To miał być mój wieczór. Mój i tylko mój.
Przyjaciółka
kręci głową ze zrezygnowaniem, łapie mnie za łokieć, a następnie ciągnie
w kierunku drzwi, zza których dobiega głośna muzyka.
– No
chodź, sztywniaro! – krzyczy z uśmiechem na ustach. – Sprawię, że to będzie
najlepszy wieczór w twoim życiu!
Ruszam za
nią niechętnie, ponieważ nagle tracę ochotę na zabawę. Przeciskamy się przez
tańczący tłum, aż docieramy do baru.
– Jeszcze
raz to samo! – przekrzykuje muzykę, a przystojny barman zabiera się do robienia
drinków.
Coś każe
mi spojrzeć w lewo. Odwracam głowę i na moment zapominam, jak się oddycha. Na
końcu baru siedzi najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam.
Ciemne włosy, mocno zarysowana szczęka, niewielki garbek na pasującym idealnie
do twarzy nosie. Z tej odległości nie jestem w stanie stwierdzić, jaki kolor
mają jego oczy, ale widzę, że otaczają je gęste, ciemne rzęsy. Mężczyzna jest
pogrążony w rozmowie z jakąś kobietą. Zazdroszczę jej, ponieważ chciałabym być
na jej miejscu.
Niechętnie
odrywam wzrok, jednym haustem wypijając postawionego przede mną drinka.
Cholera! Jest tak mocny, że przez chwilę nie mogę złapać powietrza. Nancy
uderza mnie w plecy otwartą dłonią, przychodząc mi na ratunek. Kiedy znowu mogę
normalnie oddychać, ponownie spoglądam w lewo. Biała koszula z długim rękawem
opina jego umięśnione ramię.
Przez
chwilę przyglądam się, jak palce jego idealnej dłoni rytmicznie uderzają o blat
i pragnę poczuć tę dłoń na swoim ciele. Zatrzymuję wzrok na szerokiej
klatce piersiowej: trzy rozpięte guziki pod szyją. Mam ochotę podejść i rozpiąć
pozostałe. Kręcę głową i odwracam wzrok, zanim nieznajomy przyłapie mnie na
tym, że pożeram go wzrokiem.
Nie mam
pojęcia, co się ze mną dzieje. Nigdy wcześniej żaden facet tak na mnie nie
działał. Ponownie wychylam całego drinka, jednak tym razem jestem przygotowana
na palącą moc i tylko nieznacznie wykrzywiam usta.
– Niezły
jest – szepcze Nancy, upijając łyk martini.
Nieziemski.
– Szkoda
tylko, że zajęty – bąkam, wstając z wysokiego krzesła. – Chcę zatańczyć.
Znikam w
tłumie spoconych ciał i daję się ponieść muzyce. Zapominam o studiach, które
się skończyły, o rodzinie, która nigdy nie ma dla mnie czasu, o mężczyźnie,
którego nie znam, a dla którego w tej chwili zrobiłabym więcej, niż powinnam.
Jestem tylko ja i muzyka. Zamykam oczy, wprawiając w ruch ciało i po raz
pierwszy od kilku lat czuję się wolna. Czuję, że żyję.
Kilka
drinków później jesteśmy z Nancy tak pijane, że obie zgodnie stwierdzamy, że
chcemy wracać do domu. Pani w szatni patrzy na nas z politowaniem, oddając nam
płaszcze i torebki, a my dziękujemy grzecznie, chichocząc jak nastolatki.
Kiedy
przesadnie umięśniony ochroniarz wypuszcza nas na zewnątrz, chłodne nocne
powietrze uderza w nasze rozgrzane ciała. Zamawiam taksówkę przez specjalną
aplikację, po czym chowam telefon do torebki. Jestem tak zmęczona, że oczy same
mi się zamykają.
– Jak
długo mam czekać na tę pieprzoną taksówkę?! – krzyczy Nancy, ubierając czerwony
płaszcz. – Jeszcze chwila i tu zamarznę.
Przewracam
oczami, ale przyjaciółka jest tak oburzona, że nawet tego nie zauważa.
– Dopiero
ją zamówiłam – przypominam. – Dziesięć minut chyba wytrzymasz?
Jęczy
bezsilnie, po czym nerwowo odpala papierosa.
– Chcesz?
– Podsuwa mi paczkę pod nos.
Już mam
się poczęstować, kiedy moją uwagę przyciąga niski, melodyjny i nieziemsko
seksowny głos. Mężczyzna, który tak bardzo spodobał mi się w klubie, idzie w
naszym kierunku. Nogi mi miękną, kiedy zatrzymuje się zaledwie dwa metry od
nas. Jest sam. Rozmawia przez telefon, w ogóle nas nie zauważając.
Kręci mi
się w głowie, a w uszach słyszę jedynie szum własnej krwi. Wypuszczam z dłoni
marynarkę, która ląduje tuż obok moich stóp. I nagle opuszczam swoje ciało, by wszystkiemu
przyglądać się z boku. Widzę, jak pewnym krokiem podchodzę do bruneta. Staję
przed nim, zbliżając się do niego jak najbardziej. Jest wyższy ode mnie o około
piętnaście centymetrów, mimo że mam na sobie szpilki. Przez chwilę patrzę mu w
oczy przypominające kształtem migdały, a następnie mój wzrok zatrzymuje się na
pełnych ustach. Nie waham się ani ułamek sekundy. Po prostu kładę ręce na
szerokich ramionach i całuję go namiętnie.
Brunet
albo jest mocno zszokowany, albo przywykł do tego, że nieznane mu kobiety ot
tak się na niego rzucają, ponieważ odwzajemnia mój pocałunek. Smakuje whisky i…
grzechem. Jego wargi są miękkie i pewne. Kręci mi się w głowie od nadmiaru
przyjemności, która w tej chwili zalewa całe moje ciało. Gdzieś w oddali słyszę
głos przyjaciółki, ale ignoruję go. Splatam język z językiem mężczyzny, a jego
usta tłumią mój jęk. Boże, co ja
wyprawiam?!
–
Taksówka! – krzyczy Nancy, sprowadzając mnie na ziemię.
Niechętnie
odrywam się od nieznajomego i patrzę mu prosto w oczy. Zaskakuje mnie, że się
uśmiecha. Otwieram usta, chcąc zapytać, co go tak bawi, ale dźwięk klaksonu
samochodu rozdziera panującą wokół ciszę. Wciąż jestem pijana i nie wiem, czy
jeśli zrobię krok w stronę taksówki, to się nie przewrócę.
– Nancy –
jęczę proszącym tonem.
Już nie
patrzę na mężczyznę, którego kilka sekund temu całowałam. A może wcale tego nie
zrobiłam? Może cała ta sytuacja to jedynie wytwór mojej wybujałej wyobraźni?
Nie mam pojęcia. Chcę do domu. Za dużo wrażeń jak na jeden wieczór. Muszę się
położyć.
Na
szczęście przyjaciółka bierze mnie pod ramię, pomagając mi wsiąść do samochodu,
a sama zajmuje miejsce obok. Próbuję zamknąć drzwi, zanim wściekły wzrok
taksówkarza pozbawi mnie życia, ale coś mi nie pozwala. Tym „czymś” jest
idealnie zbudowane męskie przedramię.
– Powiedz
chociaż, jak masz na imię – prosi, a jego głos brzmi jak najpiękniejsza muzyka
świata.
– Melody –
mówię cicho, walcząc z coraz cięższymi powiekami. – Mam na imię Melody.
– Miło
było cię poznać, Melody.
Zamykam
oczy. Ostatnie, co pamiętam, to czyjaś dłoń delikatnie muskająca mój policzek i
trzask zamykanych drzwi.
***
Potwornie boli mnie głowa, a w ustach mam tak sucho, że z
trudem przełykam ślinę. Unoszę powieki i przez chwilę nie wiem, gdzie jestem,
lecz ból pleców podpowiada mi, że tę noc spędziłam na kanapie w salonie.
Siadam, wbijając wzrok w wyłączony ekran telewizora. Wydarzenia z wczorajszej
nocy zaczynają przewijać mi się przed oczami jak w kalejdoskopie. Muzyka,
taniec i alkohol. Dużo alkoholu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tyle wypiłam.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam kaca. Chyba jeszcze w liceum.
Kiedy
wstaję, również ból stóp spowodowany zbyt długim noszeniem szpilek daje o sobie
znać. Wolnym krokiem przechodzę do łazienki, gdzie od razu spoglądam w lustro,
a to, co w nim widzę, ani trochę mi się nie podoba. Rozmazany makijaż,
opuchnięte oczy i matowe spojrzenie. Zdejmuję przez głowę połyskującą, czarną
sukienkę, wrzucam ją do kosza na pranie, po czym to samo robię z bielizną.
Włączam wodę, znikając za drzwiami kabiny prysznicowej.
Zamykam
oczy, kiedy gorące strumienie wody uderzają o moje nagie ciało, po czym
ponownie je otwieram i wyciskam na dłonie trochę kokosowego żelu. Zaczynam
dokładnymi ruchami szorować jasną skórę, pozwalając myślom wydostać się z zamknięcia,
w którym były przez ten cały czas. Nancy miała rację. Z sekundy na sekundę mam
coraz bardziej gdzieś, że mama i dziadek nie pojawili się na wręczeniu
dyplomów, a smutek zastępuje złość. Zdecydowanie wolę być zła niż smutna.
Nancy
głośno puka do drzwi łazienki. Wołam, że zaraz wychodzę, po czym szybko myję
włosy oraz twarz i wychodzę z kabiny. Lewą ręką przecieram zaparowane lustro, a
palce prawej dłoni przykładam do ust. O cholera! Chwytam się umywalki,
oddychając ciężko. Nie mogłam tego zrobić. Umysł podsuwa mi obrazy ze snów. To
nie mogło wydarzyć się naprawdę. Chwytam żółty ręcznik i owijam nim mokre
ciało. W tym samym momencie drzwi otwierają się i pojawia się w nich moja
skacowana przyjaciółka.
– Dłużej
nie...
– Powiedz,
że tego nie zrobiłam – wchodzę jej w słowo. Marszczy brwi, nie rozumiejąc. –
Powiedz, że nie całowałam się z tym facetem z klubu.
Jej twarz
rozjaśnia szeroki uśmiech.
– O tak –
mówi, a jej uśmiech staje się jeszcze szerszy. – Całowałaś, dziewczyno. I to
jak całowałaś! Gdybym siłą nie wciągnęła cię do taksówki, zapewne
posunęlibyście się o krok dalej.
Nie, nie, nie! Ona kłamie i ma z tego niezły ubaw.
– Nancy,
proszę cię, powiedz prawdę.
Przyjaciółka
kładzie mi dłonie na ramionach i patrzy prosto w oczy.
– Nigdy
wcześniej nie widziałam cię tak napalonej, Mel – mówi poważnie. – Przestań –
dodaje, widząc moją minę. – Nie masz czego żałować. Facet był boski i na pewno
nigdy więcej się nie spotkacie, więc wyluzuj i daj mi się w spokoju wysikać.
Szybko
wychodzę z łazienki i przechodzę do kuchni. Całe nasze mieszkanie urządzone
jest w stylu prowansalskim. Wszędzie królują biele, beże i pastelowe błękity,
natomiast meble są lekkie, białe i delikatnie zdobione. Z szafki nad zlewem
wyjmuję szklankę, po czym wlewam do niej zimną wodę i od razu wypijam niemal
całą zawartość.
Nancy ma
rację. Powinnam wyluzować. Zapomnieć o słodkich ustach i silnych ramionach
nieznajomego i zająć się ważniejszymi sprawami. Właśnie odebrałam dyplom. Muszę
poszukać jakiejś kancelarii, która przyjmie mnie na staż. Ponownie napełniam
szklankę wodą i przechodzę do salonu, gdzie siadam na niewygodnej, beżowej
kanapie.
Zamykam
oczy, odchylając głowę do tyłu. Pulsujący ból powoli słabnie. Mimowolnie
przywołuję w pamięci zapach przystojnego bruneta. Niezwykle świeża i intensywna
kompozycja pieprzu, bergamotki i cedru pieści moje zmysły na nowo. Nagie
ramiona pokrywa mi gęsia skórka.
Odstawiam
szklankę na biały stolik kawowy i obejmuję się ramionami.
To
śmieszne, że Carter przez tyle lat związku nigdy nie wzbudził we mnie tyle
ekscytacji, co samo wspomnienie pocałunku z mężczyzną, który jest mi zupełnie
obcy.
Carter. Wysoki, świetnie zbudowany blondyn
o radosnym spojrzeniu niebieskich oczu. Poznaliśmy się, gdy byłam na trzecim
roku studiów. Od razu mi się spodobał. Studiował medycynę. Był taki elokwentny
i oczytany. Przez pierwsze miesiące związku nie odrywaliśmy się od siebie nawet
na kilka minut, każdą wolną chwilę spędzając razem.
Nie
pamiętam, kiedy dokładnie zaczęło się między nami psuć, chociaż jak teraz o tym
myślę, to już po roku związku straciliśmy sobą zainteresowanie. Mimo to
spotykaliśmy się niemal codziennie, ale nasze „randki” przypominały raczej
spotkania dobrych znajomych niż pary kochanków. Gdzieś po drodze utraciliśmy
dawną namiętność i pożądanie, które z każdym kolejnym dniem coraz trudniej było
nam odzyskać.
Oczywiście
kochałam go i byłam przekonana, że to ten jedyny. Łudziłam się, że z czasem
nauczymy się siebie na nowo i będzie jak dawniej. Jaka ja byłam głupia! Pewnego
dnia umówiłam się z nim na siedemnastą. Mieliśmy zjeść kolację, porozmawiać, po
prostu spędzić razem trochę czasu. Mój wtedy jeszcze chłopak był niesamowicie
miły. Cały dzień wysyłał mi wiadomości, w których zapewniał o swojej miłości.
Ucieszyłam się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że nasz związek
jest niezniszczalny.
Od samego
rana przygotowywałam się na ten wieczór. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i
zjawić się godzinę wcześniej. Kiedy stanęłam w przedpokoju jego mieszkania, zamurowało
mnie. Nie byłam w stanie mówić ani się poruszać, a oni byli tak zajęci sobą, że
nie usłyszeli przekręcania klucza w zamku, więc po prostu stałam i kilka
cholernie długich sekund patrzyłam, jak mój ukochany posuwa swoją piękną
koleżankę rezydentkę.
Jeszcze
nigdy nikt mnie tak nie upokorzył. Po naszym rozstaniu czułam ogromną pustkę,
aż do… teraz. Szeroko otwieram oczy, kiedy uświadamiam sobie co, a raczej kto
mi w tym pomógł. Biegnę do łazienki i bezceremonialnie otwieram drzwi.
– Jak on
się nazywa? – pytam Nancy, która zawzięcie myje zęby.
Na mój
widok wypluwa pianę do umywalki.
– Kto? –
Zanim zdążę odpowiedzieć, uśmiecha się szeroko. – Mel, zapomnij o nim.
– Wiesz
czy nie?
Przyjaciółka
starannie płucze usta, po czym wyciera twarz miękkim ręcznikiem.
– Nie mam
pojęcia, kim on jest – odpowiada. – Jasne, jest niesamowicie przystojny, ale
wydał mi się trochę dziwny. Każdy normalny facet w jego sytuacji odsunąłby się
od ciebie albo po prostu stałby zszokowany faktem, że nieznajoma kobieta rzuca się
na niego, a co on zrobił? Przyciągnął cię do siebie i wyglądał, jakby wcale nie
chciał się z tobą rozstawać. Nie ukrywam, że trochę się go bałam.
Coś
wewnątrz mnie nie zgadza się z ani jednym jej słowem. Odwracam się i zaciskam
usta w wąską linię.
– Muszę
się zdrzemnąć – rzucam przez ramię, wciąż czując zniewalający zapach męskich
perfum.
***
Ze snu wyrywają mnie dźwięki dzwonka wydobywające się z
telefonu leżącego tuż przy poduszce, na której spoczywa moja głowa. Nie wiem,
jak długo spałam, ale czuję się jeszcze gorzej niż przed położeniem się do
łóżka. Spoglądam na wyświetlacz, mimowolnie się krzywiąc. Amelie. Kusi mnie, żeby odrzucić połączenie, jednak jedynie
odczekuję kilka sekund, po czym odbieram.
– Tak,
mamo?
–
Najmocniej cię przepraszam, kochanie – słyszę skruszony głos mamy. – Ta sprawa
była naprawdę bardzo ważna. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
Zapewne
dziadek kazał jej do mnie zadzwonić i przysłuchuje się rozmowie, bo nigdy nie
nazwałaby mnie kochaniemz własnej
woli.
– Nie
gniewam się – przyznaję szczerze. – Jest mi po prostu przykro. Ale zapomnijmy
o tym. W końcu studia kończy się tyle razy w życiu…
– Melody,
przestań – nakazuje rodzicielka już swoim naturalnym, chłodnym tonem.
– Powinnaś zrozumieć, że w dorosłym życiu człowiek zmuszony jest dokonywać
różnych wyborów, a już szczególnie w naszym zawodzie. Sama się o tym
przekonasz, kiedy zaczniesz pracę w „Prince&Stone”.
Odrzucam
kołdrę na bok, zrywając się z łóżka.
– Jak to
zacznę pracę w „Prince&Stone”? – pytam, nie poznając swojego piskliwego
głosu. – Umawialiśmy się, że tutaj pomożecie mi znaleźć staż i…
– Nie
wygłupiaj się – nie pozwala mi dokończyć. – Potrzebujemy cię w kancelarii.
Wszystkie dokumenty są już przygotowane, a najdalej za kilka tygodni
rozpoczniesz pracę u nas.
Rozłącza
się po tych słowach.
Kręcę
głową z niedowierzaniem, wpatrując się tępo w telefon. Ja nadal śnię, prawda?
Moja szalona matka wcale nie postanowiła zaplanować całego mojego życia. Już
wystarczy, że wybrała mi studia, których wcale nie chciałam, a które skończyłam
z wyróżnieniem, na które wcale nie zasługiwałam, ponieważ już teraz nie
pamiętam większości definicji, ważnych dla mnie jedynie do momentu rozpoczęcia
egzaminu.
Szczypię się mocno w nadgarstek, sycząc z bólu. Jednak nie
śnię, a rozmowa z Amelie odbyła się naprawdę. Cholera! Muszę jak najszybciej
skontaktować się z dziadkiem – tylko on jest w stanie przemówić jej do rozumu.
Jestem pewna, że ta premiera zainteresuje wiele czytelniczek.
OdpowiedzUsuńAle mnie zaciekawiłaś! :)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada ;)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że wiele kobiet sięgnie po tą książkę. Jednak ja nie za bardzo lubię tego typu powieści, więc raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńZapowiada się sporo emocji :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie mam jej w planach. Jest tyle innych powieści, które chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńCiekawy fragment ❤
OdpowiedzUsuń