piątek, 6 czerwca 2014

"Firestarter" - Stephen King ("Podpalaczka")



Stephen King – bezsprzecznie orzeknięty mistrzem horroru. Większość z jego książek została zekranizowana, a takie tytuły jak „Zielona mila”, „Miasteczko Salem” czy „Carrie” nigdy nie pozostają w cieniu. Tym razem miałam okazję zderzyć się z kolejną pozycją napisaną przez Stephena Kinga. „Firestarter”, czyli książka ukazująca się obecnie z przetłumaczonym na język polski tytułem „Podpalaczka” to dosyć stare dziedzictwo tego autora. Po raz pierwszy trafiła bowiem do czytelników w 1980 roku. To niesamowite, że już od tak dawna ludzie bardzo chętnie sięgają po książki Kinga, a te niejednokrotnie zajmują czołowe miejsca w różnorakich rankingach. Ale może warto przejść już do krótkiego streszczenia fabuły.

Andy McGee, jako nastolatek, wziął udział w tajnym eksperymencie sponsorowanym przez rząd. Jako niezbyt opływający w bogactwa uczeń, został zachęcony możliwością zarobienia pieniędzy za zgłoszenie się do owego przedsięwzięcia. W eksperymencie, oprócz innych ochotników, brała udział także jego przyszła żona, Vicky. Nastolatkom została wstrzyknięta halucynogenna substancja o nazwie Lot Sześć. Jednakże jak się okazało, dokonywała ona w organizmie niebezpiecznego spustoszenia. Między innymi wprowadzała zmiany w chromosomach. Od tego czasu, Andy i Vicky odkrywają w sobie nowe zdolności. On – mogący kontrolować umysły innych ludzi i wpływać na ich sposób myślenia, ona – obdarowana możliwością telekinezy, starają się nie nadużywać swoich „talentów”. Z ich związku rodzi się Charlie – urocza dziewczynka, która jednak różny się od innych dzieci. Nie chodzi tutaj o wygląd zewnętrzny czy sposób zachowania. Mała obdarowana jest zdolnością pirokinezy, czyli wzniecania ognia za pomocą myśli. Niezwykłej rodzinie nie jest jednak dane żyć normalnie. Lot Sześć wciąż wzbudza zainteresowanie wielu, a już prawdziwym ewenementem jest dziecko, które można powiedzieć, jest swego rodzaju mutantem. Rozpoczyna się pościg mający na celu pojmanie dziewczynki i jej rodziców. Pewnego dnia, niczego nie świadomy Andy znajduje w domu nieżywą żonę, której ktoś wyrwał paznokcie. Rozpoczyna się także ucieczka, która będzie bardzo, bardzo długa i pełna niebezpieczeństw…

Pomysł na książkę, jak zawsze oryginalny. Ale czy dobry? Dla mnie tym razem było to zbyt fantastyczne i takie mało realne. Nie ukrywam, że czytałam bardziej „wymyślne” akcje Stephena Kinga, które całkiem przypadły mi do gustu. Może więc tym razem problem tkwi gdzie indziej i to rzutuje na całość. Otóż w książce „Firestarter” było, moim zdaniem, zbyt wiele niedociągnięć. Zbyt długie opisy, które nic nie wnosiły. Monotonia, zbyt mała ilość ciekawych wydarzeń i ciągle to samo. Przykro mi to mówić, ale tym razem się zawiodłam. Było kilka ciekawych momentów, aczkolwiek po nich znowu następowała nuda. Książka nie zachęcała do tego, aby czytać dalej. Nie pchnęła mnie do pochłaniania kolejnych stron, a więc czytanie szło mi opornie, ale wytrwałam do końca. Zakończenie także bez rewelacji. Momentami nie miałam już sama pojęcia, o czym czytam. Miałam wrażenie, że wszystko było takie przewidywalne. Zero zaskoczeń. „Firestarter” nie stawia jednak Kinga, w moich oczach, na przegranej pozycji. A to dlatego, że książka była napisana już dawno temu i od tego czasu ukazało się wiele innych, ciekawych tytułów tego autora.

Nie polecam więc wielbicielom dobrych thrillerów, którzy poszukują wartkiej i zaskakującej akcji. Jeżeli chodzi zaś o fanów Kinga, może warto sięgnąć po książkę „Firestarter”, ale bez wielkich oczekiwań. Może gdybym podeszła do tej książki, jak do dzieła nieznanego mi autora, miałabym inne wrażenia. Tym razem spodziewałam się czegoś na wyższym poziomie, czego po Kingu oczekiwać można i może dlatego się zawiodłam. Nie było tragicznie, ale nie było też wielkiego „wow”.

Czy widział ktoś z Was ekranizację tej książki? Jest dość stara, bo z 1984 roku, ale ja nie miałam okazji jej zobaczyć. 

Moja ocena – 2,5/5 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...