„Handlarz ksiąg przeklętych” trafił w moje ręce całkiem
przypadkiem. Pewnego razu, na jednej ze stron księgarni internetowych, mój
wzrok przyciągnęła okładka tej książki. Zapisałam sobie jej tytuł na mojej
liście pozycji, które chcę zakupić. Wkrótce jednak sprezentowali mi ją moi
kochani rodzice.
Na okładce tejże książki dostrzegłam napis głoszący, że jest
to doskonała intryga dla wielbicieli Imienia
Róży Umberta Eco. Niestety to bardzo mnie rozczarowało, ponieważ ów autor
zniechęcił mnie do siebie swoją książką „Cmentarz w Pradze”. Nie wiem jak inne
jego dzieła, ale czytanie tegoż było dla mnie męką. I tutaj okazało się, że po przeczytaniu kilku
stron Handlarza ksiąg przeklętych,
książka zapowiada się całkiem ciekawie. Jej treść tak mnie pochłonęła, że nawet
się nie zorientowałam, kiedy dotarłam do końca.
Akcja powieści toczy się po roku 1200. Pewnego dnia, zakonnik
Vivien z Narbonne postanawia uciec, ponieważ orientuje, że jest śledzony przez
tajemniczych ludzi w dziwnych maskach. Oczywiście ojciec Vivien domyśla się
przyczyny bycia obserwowanym. W jego rękach znajduje się bowiem niezwykła i
cenna rzecz, o niewyobrażalnej mocy. Rozpoczyna się pościg, w którym ojciec
Vivien woli umrzeć, aniżeli dać się złapać. Stacza się więc ze skał i ginie…
Kilkanaście lat później, Ignacio z Toledo – handlarz relikwiami,
zostaje wezwany przez pewnego znanego szlachcica, który prosi go o zdobycie
niezwykłej księgi „Uter Ventorum”. Podobno owa księga przekracza wyobrażenie
niejednego człowieka. Ma bowiem moc przywoływania aniołów. Nieprzekonany do
końca handlarz podejmuje się jednak wyzwania, ponieważ okazuje się, że księgę
posiada niejaki Vivien z Narbonne – jego przyjaciel z dawnych lat, z którym kontakt
urwał się, gdyż powiadano, że ów mężczyzna zginął. Czy zatem żyje? A może ktoś
się pod niego podszywa? Jeżeli jednak tak, to jaki ma cel?
Podróż, w jaką wybiera się Ignacio, nie jest prosta. Zawiłe
tajemnice, symbole, których rozwiązanie wymaga ogromnej wiedzy, ale nieraz i ogromnego
ryzyka. Dodatkowo okazuje się, że chętnych do zdobycia księgi jest o wiele
więcej. Są między nimi tacy, którzy nie cofną się przed niczym, zaś swój cel
osiągają nawet kosztem życia innych…
Czy „Uter Ventorum” naprawdę istnieje? Czy Vivien z Narbonne
faktycznie żyje? Kto jeszcze pragnie zdobyć tajemną moc z pożądanej księgi? I
wreszcie, jak zakończy się długa wędrówka Ignacia z Toledo? Bardzo zachęcam do
poznania odpowiedzi na te pytania.
„Handlarz ksiąg przeklętych” to powieść utrzymana w
niesamowitym klimacie. Styl Marcello Simoni, jego wyobraźnia, umiejętne
kreowanie bohaterów i akcji oraz zdolność wprowadzania tajemniczych przedmiotów
w całą treść książki – w niczym nie ustępują talentom najwybitniejszych i
najbardziej znanych pisarzy. Człowiek, o którym słyszałam po raz pierwszy, przez
długi czas pozostanie na mojej liście ulubionych autorów.
Akcja powieści nie jest zawiła, ale napotykamy w niej tyle
ciekawych wydarzeń, że nie w sposób się nudzić. Z każdą kolejną stroną,
czytelnik staje się ciekawszy i pragnie brnąć dalej w treść, aby poznać całą
tajemnicę książki. Odległe czasy średniowiecza są dla nas innym światem, co
zostało doskonale odzwierciedlone. Długie podróże związane z brakiem pojazdów,
brak możliwości szybkiego komunikowania się czy też walka za pomocą ostrza,
która była sprawiedliwa, bo pozwalała wygrać temu, który był lepszy. Simoni
pozwolił mi przenieść się w epokę pozbawioną wielu przedmiotów, bez których my,
współcześni ludzie, często nie wyobrażamy sobie życia. Mogłam odtworzyć sobie w
głowie klimat panujący w tamtych czasach, kiedy to strach o własne życie
towarzyszył ludziom nieustannie. Cóż to więcej mówić – naprawdę zachęcam do
przeczytania.
Myślę, że odtąd to na książkach Umberto Eco powinno widnieć
nazwisko Simoni, jako forma reklamy i zachęcenia do przeczytania, bo ten autor
ustawił poprzeczkę naprawdę bardzo wysoko.
Lekturę polecam wszystkim wielbicielom thrillerów
historycznych, zagadek wymagających czasu i cierpliwości oraz fanom takich
książek jak „Kod da Vinci”, „Inferno” czy nawet „Szmaragdowa tablica”.
Moja ocena – 5/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz