Jedną z autorek, których polskim czytelniczkom zdecydowanie nie trzeba przedstawiać, jest Vi Keeland, twórczyni wielu poczytnych, rozpalających wyobraźnię romansów. Jako że z jej prozą znam się i lubię już od dawna, z uwagą śledzę pojawiające się o premierach wieści, wypatrując pomiędzy książkami między innymi właśnie jej nazwiska. Nie jest zatem niczym odkrywczym, że sięgnęłam także po jej najnowszą książkę. „Nie powinnyśmy” dotarła do mnie dzięki uprzejmości księgarni TaniaKsiążka.pl i nadszedł czas, bym co nieco Wam o niej opowiedziała. Czy autorka czymś zaskoczyła? A może tym razem zawiodła?
ZARYS FABUŁY
Kiedy Bennett widzi u boku swojego nowego auta atrakcyjną, majstrującą coś przy wycieraczkach blondynkę, przypatruje się jej zmaganiom z nieskrywanym uśmiechem na twarzy. Kiedy orientuje się, że kobieta wepchnęła mu swój mandat, dewastując przy tym jego furę, niekoniecznie jest mu już do śmiechu. Tymczasem to nie koniec nieszczęść, jakie zaczynają na niego spadać. Jakże wielkie okazuje się jego zdziwienie, kiedy Annalise, blondynka od mandatu, okazuje się jego zawodową przeciwniczką. Na wskutek połączenia dwóch firm, w których i on i ona zajmują podobne stanowiska, następuje konieczność oddelegowania jednego z nich do filii znajdującej się w Teksasie. Niniejszy region nijak pociąga ani ją, ani jego. Oboje pragną pozostać w atrakcyjnym San Francisco. Co to oznacza? Następuje ostra rywalizacja, podczas której będą musieli się wykazać. Cena jest wysoka, a wygra po prostu lepszy. Sęk w tym, że w trakcie walki o tak ważny cel, pomiędzy tą dwójką rodzi się coś, czego zdecydowanie nie planowali.
GŁÓWNI BOHATEROWIE
Autorka, jak z resztą przeważnie zawsze, kolejny raz wykreowała postaci z charakterkiem. Takie, które potocznie mówiąc nie dają sobie w kaszę dmuchać. Ambitni, atrakcyjni, gotowi na wyzwania. Pracowici, a jednak mający swoje słabości. Annalise jest piękna, nieco zwariowana i pomysłowa. Nie obawia się rywalizacji i jest pewna zwycięstwa. A Bennett? Nie zamierza ustąpić kobiecie. Odziany w drogie ciuchy, nonszalancki, z klasą, a jednak mający swoje za uszami. Relacja tej dwójki bazowała na uszczypliwościach, kąśliwych komentarzach, jednak bez skrajnej nienawiści. Wszystko zostało stonowane i w efekcie okazało się całkiem smaczne. A bohaterowie, oprócz tego, że pokazali się od tej wytrwałej, zawodowej i walecznej strony, okazali się tylko ludźmi. Z przeszłością, bagażem doświadczeń, ale skrywanym pragnieniem tego, czego chcą od życia wszyscy. Akceptacji, bezpieczeństwa, stabilności i szczęścia.
KORPO-ROMANS
To zdecydowanie romans biurowy. Korporacja, walka o byt, próby pozyskania klientów i spełnienia oczekiwań. Prezentacje, od których wiele zależy. I wizja oddelegowania. Twardzi gracze stają naprzeciw trudnego wyzwania. Iskrzy? I to jak. Także w kwestii cielesnych przyjemności. To namiętna i pikantna historia, czego po twórczości Vi można się było spodziewać. Pojawiły się emocje, ciekawostki dotyczące przeszłości – a to zawsze sprawia, że książka staje się atrakcyjniejsza. Tak było i tym razem. Kto wygra korporacyjne starcie? I jak będzie miała się do tego miłość?
PODSUMOWANIE
„Nie powinniśmy” to książka na jeden wieczór. Nie ma tutaj nic odkrywczego, toteż zdziwiły mnie opinie, w których recenzenci pisali o oryginalności lektury. Dla mnie zdecydowanie przewidywalna, banalna, ale nie infantylna. Taka, jak powinien wyglądać gorący romans na odprężenie. Bez wielkiej głębi, za to z wyczuwalną chemią pomiędzy postaciami. Dobry humor, uśmiech i trzymane za bohaterów kciuki – gwarantowane.
Sprawdźcie także inne książki dla kobiet na TaniaKsiazka.pl, w księgarni internetowej, która przeznaczyła niniejszą powieść do recenzji. Serdecznie dziękuję.
Dawno nie czytałam żadnych romansów biurowych, więc chętnie dam szansę tej książce. :)
OdpowiedzUsuń