Czy ucieczka przed przeszłością okazuję się dobrym
wyborem? Czy warto spisywać siebie na straty rozdrapująca stare rany? Niektóre
z dramatów wydają się na tyle silne, że blokują budowanie szczęśliwej przyszłości,
podążając za człowiekiem na każdym kroku. Przekonują się o tym bohaterowie
powieści „Słowo do ciebie” nieznanej mi dotąd autorki Kandi Steiner. Powieść o
niezwykłej mocy miłości, rozegrana w klimacie małego środowiska i cudownej
natury. Książka, która stylem przypominała mi historie kreowane przez pewną
inną, słynną autorkę. Jaką? I czy warto pokusić się na poznanie tej powieści? O
tym w dzisiejszej recenzji.
ZARYS FABUŁY
Małżeństwo Wren
Ballard na pewno nie było tak doskonałe, jakim widzieli go inni. Bo choć na co
dzień wyglądało na szczęśliwe, kobieta na każdym kroku czuła się osaczana,
pełna wyrzutów sumienia, niczym ptak z podciętymi skrzydłami. W towarzystwie zarzutów
czynionych przez najbliższych udaje się do małej miejscowości, by na jakiś czas
odetchnąć, pomyśleć i odnaleźć równowagę ducha. Nie ma pojęcia, że w ciasnej
społeczności przyjdzie jej spotkać Andersona, człowieka, którego oczy niosą o
wiele więcej smutku, niż jej własne. Pomocny, a jednak izolujący się mężczyzna
o dość kontrowersyjnym zachowaniu zaczyna wzbudzać w niej uczucia, których na
pewno nie planowała. Tylko czy jest gotowa na takie emocje? Czy miłość jest w
stanie pokonać demony minionych lat?
NIESZCZĘŚLIWA MĘŻATKA
I SAMOTNIK
Główna bohaterka to zadbana, ale ukrywająca pod warstwą
makijażu przykre wspomnienia kobieta. Na pewnym etapie swojego życia Wren postanawia o siebie zawalczyć, zerwać
z nieustannymi pretensjami męża, dla którego jej priorytety wydawały się
czymś zupełnie zbędnym. Ciepło przyjęta przez nowe środowisko potrafi pokazać
się od tej dobrej strony, jako towarzyska,
potrafiąca się dostosować osoba. Zupełnie inne wrażenie sprawia Anderson, izolujący się od społeczeństwa,
spieszący z pomocą, a jednak zdystansowany. Człowiek, którego smutną
historię zdają się znać wszyscy, zatroskani o życie, jakie prowadzi. Co się
stało, że imprezowicz niestroniący od różnych używek nagle stał się
samotnikiem? Takie pytanie stawia autorka książki zarówno przed główną
bohaterką, jak i czytelnikiem. Szczegółów przedwcześnie zdradzić więc nie mogę.
MIŁOŚCI I DRAMATY,
CZYLI… CO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEGO SIĘ CZEPIAM
Jako że w grę wchodzą ludzie z trudnymi doświadczeniami, wątek miłosny rozwija się dość powoli, nieustannie dawkując jednak jakichś
przyjemnych impulsów dających nadzieję na rozwój sytuacji. Pod tym względem
książka na pewno nie jest więc wulgarna,
raczej powiedziałabym, że pełna wrażliwości, po prostu romantyczna. Odkrywanie
kolejnych odsłon relacji bohaterów sprawiało mi czystą przyjemność, a fragmenty z ich wspólnym udziałem doprawdy przyspieszały bicie mojego serca. Bo Steiner
o miłości pisać potrafi. Nie postawiła jednak autorka wyłącznie na tematykę
jednego uczucia. Pojawiają się równowartościowe
wątki dotyczące mniejszych bądź większych dramatów. Wren zmaga się z
piętnem jakże ważnej decyzji zakończenia
małżeństwa, które nie tyle nie spełniło jej oczekiwań, ile okazało się dla
niej ciasną klatką. O wiele większą
tragedię ciągnie za sobą Anderson i tutaj mam jedyne zastrzeżenie do całej
powieści. Naprawdę? Aż taka martyrologia?
Taka izolacja z powodu utraty, owszem, całkiem bliskiej osoby – ale bez przesady. Początkowo nie mogłam
tego jakoś przełknąć, jednak przymknęłam na to oko, bo poza tym książka jest
naprawdę piękna. A już na pewno
pięknie opisana jest w niej miłość. Przecież oto w love story chodzi, prawda?
KOGO MI
PRZYPOMINA?
Jeśli chodzi o styl i klimat książki, cały czas
przychodziła mi na myśl Brittainy C. Cherry i kurczę, okazało się, że chyba mam
do tego nosa. W podziękowaniach autorka wspomina Brittainy jako swoją bratnią
duszę. Coś w tym musi być, bo dało się to wyczuć. Bardzo przypadło mi do gustu tło powieści „Słowo do ciebie”.
Sympatyczni mieszkańcy małego
miasteczka, spieszący z dobrą radą i pomocą, stanowiący dowód na to, że
warto żyć dla innych. Jest i pewna czarna owca, jest także sprawująca pieczę
nad wszystkimi Mama Von. Wspólne
pieczenie świni, pływanie na dętce, zawsze otwarte drzwi domu dla innych.
PODSUMOWANIE
Książka utrzymana jest w romantycznym, wyzbytym wulgarności klimacie. Pełna wrażliwości, absolutnego ciepła, szczerych intencji. Pomimo
jednego mankamentu, o którym wspomniałam,
bez zawahania polecam ją wszystkim
wielbicielkom pięknych powieści o miłości. Może nie poraża oryginalnością,
ale nadrabia stylem, wyjątkową aurą.
Ja chętnie przeczytałabym więcej.
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Kobiecemu.
Czuję, że klimat tej historii mnie urzeknie. 😊
OdpowiedzUsuńMyślę że książka mi się spodoba. Zapisuje sobie jej tytuł 😃
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😀
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
Romantyczny klimat, bez wulgarności. Te elementy mnie mocno zachęcają do tej książki.
OdpowiedzUsuńZastanowię się nad tą książką, bo lubię romantyczne historie, zwłaszcza te bez wulgarności, ale mnie trochę zniechęca nagromadzenie dramatów...
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam i poznam tę wyjątkową aurę :)
OdpowiedzUsuńTym razem nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńFajna, lekka książka na jeden wieczór :) jak będę potrzebowała przerwy od tych kryminałów i innych trupów chętnie przeczytam :D
OdpowiedzUsuń