Patrząc na nową powieść Ludki Skrzydlewskiej miałam dwie myśli w głowie. Po pierwsze: taka cienka książka? Uwaga, żeby nie wprowadzić w błąd, 285 stron to powieść w sam raz, ale autorka przyzwyczaiła mnie już do znacznie obszerniejszych treści i owo określenie dotyczy tylko i wyłącznie jej twórczości. Powinnam zatem ująć to lepiej i powiedzieć: taka cienka książka Ludki? To tak pół żartem, pół serio. Po drugie, okładka od razu skojarzyła mi się z bardzo pozytywną, wakacyjną lekturą wszak jak sam tytuł podpowiada, akcja będzie rozgrywana w raju. Czy owy raj nie zamieni się jednak w piekło? Jeśli macie na tą książkę chrapkę, ale wciąż zastanawiacie się, czy warto po nią sięgnąć, zapraszam na recenzję.
ZARYS FABUŁY
Mackenzie Allen szykuje się go niezapomnianej podróży i na pewno nie chodzi o zwyczajny urlop, a o wakacje odbywające się z okazji ślubu jej brata. Otóż panna młoda, a zarazem jej przyszła bratowa to dziewczyna z bogatego domu, toteż jej rodzice, państwo Hart, zabierają wszystkich krewnych do wyjątkowego miejsca, jakim są Hawaje. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie Harrison Hart, brat panny młodej i największy gbur, jakiego kiedykolwiek widziała planeta. Mackenzie ma tego pecha, że niejednokrotnie musi znosić jego towarzystwo i zdecydowanie nie jest z tego tytułu zadowolona. Z resztą zdaje się, że wzajemna niechęć działa w obie strony. Jednakże kiedy błogi wypoczynek zaczyna wymykać się spod kontroli, a pobyt na Hawajach zaczyna zamieniać się w niebezpieczną podróż, która niekoniecznie skończy się dla wszystkich dobrze, relacja Mackenzie i Harrisona ulega zmianie. Na lepsze czy na gorsze? I czy wspólne stawianie czoła przeciwieństwom scali ich na zawsze?
ONA Z WENUS, A ON Z MARSA
Autorka postawiła na postaci, które przy pierwszym poznaniu sprawiają takie wrażenie, jakby nie było szans na ich wspólne dogadanie się. Ze względu na zupełnie różne charaktery. Mackenzie to pozytywna dziewczyna. Dużo mówi, jest przyjacielska i nie zamierza przejmować się swoim wyglądem. Ma parę kilo nadwagi i widoczny cellulit, ale przecież nie będzie z tego tytułu ubolewać. Za to ją pokochałam. Zdecydowanie należy do autentycznych i siejących dobrą energię bohaterów. Harrison z kolei, brat panny młodej, to totalny gbur. Mruk patrzący spode łba na Mackenzie. Człowiek, który nie zamierza dbać nawet o minimalne pozory uprzejmości. Lepiej po prostu nie stawać mu na drodze. Dzięki narracji pierwszoosobowej obu bohaterów dowiadujemy się, że Harrison zmaga się z rodzinną klątwą polegającą na zakochaniu od pierwszego wejrzenia. Czy to go jednak tłumaczy? Oczywiście mamy tutaj pewną przemianę postaci i choć ów mężczyzna trochę odpracował początkowy niesmak, nie pokochałam go w tu procentach.
FABUŁA I WRAŻENIA
Jak zapowiadała i okładka i okładkowe streszczenie, nowa książka Ludki to wakacyjna i bardzo pozytywna historia. Swój udział w tym wszystkim na pewno tło. Ciepłe Hawaje, hotel, muzyka, widok na toń oceanu. Mamy starcia bohaterów z pierwszego planu. Niejednokrotnie pojawiają się zgrzyty, które mają na celu wywołać uśmiech czytelnika. Książka potrafi poprawić humor. Pojawia się także wątek sensacyjny, gdybym nie przeczytała wcześniej okładkowego streszczenia, na pewno bym się go nie spodziewała, choć przecież znam już prozę Ludki i powinnam wiedzieć, że może mnie w ten sposób zaskoczyć. Napięcie nakręca akcję, są pewne zwroty fabularne, to na pewno było ciekawe. Jeśli chodzi o sam wątek miłosny, jak to mówią: od nienawiści do miłości krótka droga. Trochę nie przekonało mnie to: „kocham ją” po pierwszym ujrzeniu bohaterki, niemniej jednak autorka znalazła wytłumaczenie dla tego zjawiska w postaci rodzinnej klątwy. Książka, ja na twórczość autorki, nie jest długa, ale chyba niczego jej nie brakuje. Polecam na lato ale i na te nieudane, wiosenne dni, bo to taka historia, która dodatkowo Was rozpali.
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio Red.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz