Jedną z polskich autorek, która z powodzeniem wkroczyła na rodzimy rynek wydawniczy, jest niewątpliwie Ludka Skrzydlewska. Miałam okazję czytać wszystkie, dotychczas wydane książki, jakie wyszły spod jej pióra i choć mogłabym doszukać się tych lepszych i deczko słabszych, w ogólnym rozrachunku przyznaję, że pomysłów i umiejętnej kreacji fabuły zarzucić jej nie można. Teraz nadszedł czas na nieco bardziej mroczną odsłonę pisarki ukrytą pod tytułem „Król grzechu”. Sugestywna okładka budząca w myślach obraz niegrzecznej lektury i sensacyjne smaczki zapowiadane przez streszczenie. O czym tak naprawdę jest ta powieść i jak wypada na tle całego dorobku Ludki Skrzydlewskiej? O tym w dzisiejszej recenzji.
ZARYS FABUŁY
Co dzieje się w Vegas, podobno tam zostaje. Okazuje się jednak, że miasto grzechu zatrzymuje nie tylko wspomnienia, ale także ludzi. Kiedy kuzynka Danielle znika, kobieta zniesmaczona lekceważeniem sprawy przez policję postanawia rozpocząć śledztwo na własną rękę. Z pełną determinacją zatrudnia się zatem w klubie nocnym, ponieważ właśnie tam prowadzą ją wszystkie podjęte tropy. Czeka ją nie lada wyzwanie, tym bardziej, że lokal prowadzony jest przez nieprzejednanego i pociągającego motocyklistę, Kingstona Kane’a.
Słowne potyczki, ukryte motywacje, prywatne śledztwo i namiętność. Co okaże się większą zagwozdką – odnalezienie kuzynki czy okiełznanie pragnień własnego ciała? Tutaj nie tak łatwo dowiedzieć się komu można zaufać, a od kogo lepiej trzymać się z daleka. Jedno jest pewne, miasto grzechu skrywa o wiele więcej tajemnic, aniżeli mogłoby się wydawać.
TEMPERAMENTNY DUET
Co to był za duet! Prawdziwa mieszanka temperamentów. I tym razem dotyczy to obu głównych postaci, które nie pozostają sobie dłużne. Kingston vel King to władzy typ przyzwyczajony do okazywanego mu posłuszeństwa. Nieco mroczny, pociągający, świadomy swoich potrzeb i jak wiele facetów, dość szybko sypiący podtekstami w stosunku do kobiet. A Danielle? Odważna, zdeterminowana, nie da sobie w kaszę dmuchać. Postać która staje się dowodem na to, że siła to nie kwestia płci, ale podejścia i osobowości. Choć jak każdy z nas, także i ona miewa swoje słabostki. Zarówno on, jak i ona skrywają pewne sekrety. To zdecydowanie dodaje całej relacji smaczku. Oprócz tego zatem, że jest namiętna, jest i niejednoznaczna. Kąśliwe komentarze, słowne batalie, w końcu namiętność. W jakim kierunku potoczy się ta znajomość, kiedy stery przejmą ukryte przesłanki?
NAMIĘTNOŚĆ I ŚLEDZTWO
Motorem napędowym całej akcji powieści staje się wątek sensacyjny dotyczący zaginięcia kuzynki głównej bohaterki, Violet. W przeciwieństwie do policji, która traktuje zniknięcie jak celowe działanie dziewczyny (w końcu to Vegas), Danielle wie, że kobieta na pewno dałaby znać, gdyby tylko mogła. Najwyraźniej nie może, a to oznacza tylko jedno… Potrzebuje pomocy. Z takową wyrusza Dani, niczym superagentka nieobawiająca się żadnych wyzwań, a tych nie brakuje, kiedy pracuje się usługując napalonym i nieraz obleśnym typom. Co tak naprawdę stało się z kuzynką? Czy uda się ją odnaleźć i czy klub, w którym pracowała, ma z tym coś wspólnego? Równowartościowym wątkiem, który z czasem przejmuje dowodzenie, jest miłosna relacja głównej bohaterki i nieco enigmatycznego Kinga. I tutaj, jak na erotyk przystało, nie brakuje odważnej namiętności. Oj, dało się wyczuć chemię i ogień płonący pomiędzy tą dwójką, dało. Myślę, że wielbicielki pikantnych romansów nie będą się czuć zawiedzione.
PODSUMOWANIE
Śledztwo, namiętność, zwroty akcji. Bardzo dobra kreacja postaci, zachowana w granicach wiarygodności, choć wielobarwna. Są elementy zaskoczenia, zrobi się i niebezpiecznie (szczególnie w finale), w końcu Dani momentami stąpa po cienkim lodzie. Książka o ukrytych motywacjach, o tym, co jest w życiu najważniejsze. O upartym dążeniu do celu, wzajemnej pomocy i ludzkich potrzebach. Nie spodziewałam się, że to powiem, w końcu na co dzień wolę delikatniejsze klimaty, ale to chyba najlepsza powieść Ludki Skrzydlewskiej, naprawdę było mocno i tym razem obyło się bez zbędnych opisów, co na pewno zadziałało na korzyść. Zatem, jeśli lubicie deczko mroczne, namiętne i potrafiące wciągnąć historie, wiedzcie, że polskie autorki też potrafią! „Miasto grzechu” to książka, którą na pewno polecam.
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio Red.
Jeszcze nie czytałam, może kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuńTaka mroczna historia może być ciekawa! Mam nadzieję, że niedługo uda mi się po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że dwójka głównych bohaterów posiada taki temperament. Super!
OdpowiedzUsuńRecenzja wzbudza ciekawość, ale na razie nie planuję jej czytać.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Na razie nie mam na nią ochoty, ale cieszę się, że tak dobrze ją odebrałaś :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale mnie zaciekawiła :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Może kiedyś... Raczej nie przepadam za takimi książkami.
OdpowiedzUsuń