wtorek, 22 grudnia 2020

Prolog: "Kochanie, nie rań mnie" Karoliny Wasilewskiej.
Zapowiedź.

Świetnie napisany, pełen seksownego napięcia debiut z zemstą w tle!

Dwudziestotrzyletnia Melody Prince jest rozdarta. Właśnie ukończyła z wyróżnieniem studia prawnicze, ale zamiast odczuwać radość i dumę, czuje tylko pustkę. Nie chciała być prawnikiem, a jednak zrobiła to, czego od niej oczekiwano.

Teraz ponownie ktoś chce za nią zdecydować. Ma odbyć praktyki w kancelarii należącej do jej rodziny. Pomimo że to kolejna decyzja podjęta za jej plecami, Melody zgadza się na podjęcie stażu.

Gdy dowiaduje się, że nie będzie pracowała z żadną z bliskich jej osób, ale dla siostrzeńca współwłaściciela kancelarii, jest zaskoczona. Widok Rhysa Mariposy dosłownie zwala ją z nóg i to nie tylko dlatego, że mężczyzna jest niesamowicie przystojny. Rhys okazuje się nieznajomym, na którego, dając się porwać chwili, rzuciła się z pocałunkami pod jednym z klubów.

Rhys nie tylko jest bardzo wpływowym biznesmenem. Skrywa on wiele tajemnic i ma plan zemsty na rodzinie Melody, który pragnie zrealizować, wykorzystując w tym celu dziewczynę.


Prolog

W najciemniej urządzonej łazience, jaką w życiu widziałam, próbuję przywrócić oczom ostrość widzenia. Odrobina kropli nawilżających i jest o niebo lepiej. Z krzywym uśmiechem przyglądam się odbiciu w lustrze. Czarna sukienka tak obcisła, że nawet najcieńszy stanik nie mógłby się pod nią zmieścić, opina moje szczupłe ciało, a długie ciemne loki spływają gładko na nagie ramiona. Policzki mam zaróżowione od alkoholu krążącego w żyłach, a błękitne, duże oczy podkreślone makijażem błyszczą z podekscytowania. Cieszę się, że pozwoliłam Nancy zabrać mnie właśnie tutaj.

Drzwi kabiny za moimi plecami otwierają się, a ułamek sekundy później pojawia się w nich moja przyjaciółka. Odwracam się twarzą do niej, próbując ją uściskać, lecz w tym samym momencie stawiam stopę pod złym kątem i w efekcie ląduję na czarnej błyszczącej podłodze. Nancy wybucha głośnym śmiechem.

– Cholerne obcasy – warczę, odpinając pasek złotych sandałków na szpilce, po czym rozmasowuję bolącą kostkę.

– Chodź – mówi Nancy, wyciągając do mnie rękę. – Pomogę ci.

Z powrotem zapinam pasek butów, po czym sama dźwigam się na nogi z obrażoną miną. Na szczęście moja kostka bardzo nie ucierpiała, więc pewnym krokiem ruszam do wyjścia.

– Mel, zaczekaj! – woła, rozczesując palcami długie blond włosy.

Przystaję, po czym się odwracam.

Kiedy moje spojrzenie napotyka jej zielone oczy, śmieję się głośno, odrzucając głowę do tyłu.

– Dobrze, że nikt mnie nie widział.

– Dobrze, że żaden facet tego nie widział – poprawia mnie, myjąc ręce. – Miss gracji i wdzięku na pewno by cię nie nazwał.

Prycham.

– Przyszłam tu dobrze się bawić, a nie uganiać za facetami – przypominam.

Nancy przewraca oczami, wkładając ręce pod suszarkę.

Otwieram usta, żeby powiedzieć jej, jak wiele bakterii i grzybów mają w sobie te urządzenia, ale to ona odzywa się pierwsza:

– Od rozstania z Carterem minęło ponad pół roku. Musisz w końcu zapomnieć.

Na wspomnienie Cartera mocno przygryzam wargę, zaciskając dłonie w pięści.

Jak mam o nim zapomnieć, skoro ciągle mi ktoś przypomina?

– Nancy, błagam, odpuść. To miał być mój wieczór. Mój i tylko mój.

Przyjaciółka kręci głową ze zrezygnowaniem, łapie mnie za łokieć, a następnie ciągnie w kierunku drzwi, zza których dobiega głośna muzyka.

– No chodź, sztywniaro! – krzyczy z uśmiechem na ustach. – Sprawię, że to będzie najlepszy wieczór w twoim życiu!

Ruszam za nią niechętnie, ponieważ nagle tracę ochotę na zabawę. Przeciskamy się przez tańczący tłum, aż docieramy do baru.

– Jeszcze raz to samo! – przekrzykuje muzykę, a przystojny barman zabiera się do robienia drinków.

Coś każe mi spojrzeć w lewo. Odwracam głowę i na moment zapominam, jak się oddycha. Na końcu baru siedzi najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam. Ciemne włosy, mocno zarysowana szczęka, niewielki garbek na pasującym idealnie do twarzy nosie. Z tej odległości nie jestem w stanie stwierdzić, jaki kolor mają jego oczy, ale widzę, że otaczają je gęste, ciemne rzęsy. Mężczyzna jest pogrążony w rozmowie z jakąś kobietą. Zazdroszczę jej, ponieważ chciałabym być na jej miejscu.

Niechętnie odrywam wzrok, jednym haustem wypijając postawionego przede mną drinka. Cholera! Jest tak mocny, że przez chwilę nie mogę złapać powietrza. Nancy uderza mnie w plecy otwartą dłonią, przychodząc mi na ratunek. Kiedy znowu mogę normalnie oddychać, ponownie spoglądam w lewo. Biała koszula z długim rękawem opina jego umięśnione ramię.

Przez chwilę przyglądam się, jak palce jego idealnej dłoni rytmicznie uderzają o blat i pragnę poczuć tę dłoń na swoim ciele. Zatrzymuję wzrok na szerokiej klatce piersiowej: trzy rozpięte guziki pod szyją. Mam ochotę podejść i rozpiąć pozostałe. Kręcę głową i odwracam wzrok, zanim nieznajomy przyłapie mnie na tym, że pożeram go wzrokiem.

Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Nigdy wcześniej żaden facet tak na mnie nie działał. Ponownie wychylam całego drinka, jednak tym razem jestem przygotowana na palącą moc i tylko nieznacznie wykrzywiam usta.

– Niezły jest – szepcze Nancy, upijając łyk martini.

Nieziemski.

– Szkoda tylko, że zajęty – bąkam, wstając z wysokiego krzesła. – Chcę zatańczyć.

Znikam w tłumie spoconych ciał i daję się ponieść muzyce. Zapominam o studiach, które się skończyły, o rodzinie, która nigdy nie ma dla mnie czasu, o mężczyźnie, którego nie znam, a dla którego w tej chwili zrobiłabym więcej, niż powinnam. Jestem tylko ja i muzyka. Zamykam oczy, wprawiając w ruch ciało i po raz pierwszy od kilku lat czuję się wolna. Czuję, że żyję.

Kilka drinków później jesteśmy z Nancy tak pijane, że obie zgodnie stwierdzamy, że chcemy wracać do domu. Pani w szatni patrzy na nas z politowaniem, oddając nam płaszcze i torebki, a my dziękujemy grzecznie, chichocząc jak nastolatki.

Kiedy przesadnie umięśniony ochroniarz wypuszcza nas na zewnątrz, chłodne nocne powietrze uderza w nasze rozgrzane ciała. Zamawiam taksówkę przez specjalną aplikację, po czym chowam telefon do torebki. Jestem tak zmęczona, że oczy same mi się zamykają.

– Jak długo mam czekać na tę pieprzoną taksówkę?! – krzyczy Nancy, ubierając czerwony płaszcz. – Jeszcze chwila i tu zamarznę.

Przewracam oczami, ale przyjaciółka jest tak oburzona, że nawet tego nie zauważa.

– Dopiero ją zamówiłam – przypominam. – Dziesięć minut chyba wytrzymasz?

Jęczy bezsilnie, po czym nerwowo odpala papierosa.

– Chcesz? – Podsuwa mi paczkę pod nos.

Już mam się poczęstować, kiedy moją uwagę przyciąga niski, melodyjny i nieziemsko seksowny głos. Mężczyzna, który tak bardzo spodobał mi się w klubie, idzie w naszym kierunku. Nogi mi miękną, kiedy zatrzymuje się zaledwie dwa metry od nas. Jest sam. Rozmawia przez telefon, w ogóle nas nie zauważając.

Kręci mi się w głowie, a w uszach słyszę jedynie szum własnej krwi. Wypuszczam z dłoni marynarkę, która ląduje tuż obok moich stóp. I nagle opuszczam swoje ciało, by wszystkiemu przyglądać się z boku. Widzę, jak pewnym krokiem podchodzę do bruneta. Staję przed nim, zbliżając się do niego jak najbardziej. Jest wyższy ode mnie o około piętnaście centymetrów, mimo że mam na sobie szpilki. Przez chwilę patrzę mu w oczy przypominające kształtem migdały, a następnie mój wzrok zatrzymuje się na pełnych ustach. Nie waham się ani ułamek sekundy. Po prostu kładę ręce na szerokich ramionach i całuję go namiętnie.

Brunet albo jest mocno zszokowany, albo przywykł do tego, że nieznane mu kobiety ot tak się na niego rzucają, ponieważ odwzajemnia mój pocałunek. Smakuje whisky i… grzechem. Jego wargi są miękkie i pewne. Kręci mi się w głowie od nadmiaru przyjemności, która w tej chwili zalewa całe moje ciało. Gdzieś w oddali słyszę głos przyjaciółki, ale ignoruję go. Splatam język z językiem mężczyzny, a jego usta tłumią mój jęk. Boże, co ja wyprawiam?!

– Taksówka! – krzyczy Nancy, sprowadzając mnie na ziemię.

Niechętnie odrywam się od nieznajomego i patrzę mu prosto w oczy. Zaskakuje mnie, że się uśmiecha. Otwieram usta, chcąc zapytać, co go tak bawi, ale dźwięk klaksonu samochodu rozdziera panującą wokół ciszę. Wciąż jestem pijana i nie wiem, czy jeśli zrobię krok w stronę taksówki, to się nie przewrócę.

– Nancy – jęczę proszącym tonem.

Już nie patrzę na mężczyznę, którego kilka sekund temu całowałam. A może wcale tego nie zrobiłam? Może cała ta sytuacja to jedynie wytwór mojej wybujałej wyobraźni? Nie mam pojęcia. Chcę do domu. Za dużo wrażeń jak na jeden wieczór. Muszę się położyć.

Na szczęście przyjaciółka bierze mnie pod ramię, pomagając mi wsiąść do samochodu, a sama zajmuje miejsce obok. Próbuję zamknąć drzwi, zanim wściekły wzrok taksówkarza pozbawi mnie życia, ale coś mi nie pozwala. Tym „czymś” jest idealnie zbudowane męskie przedramię.

– Powiedz chociaż, jak masz na imię – prosi, a jego głos brzmi jak najpiękniejsza muzyka świata.

– Melody – mówię cicho, walcząc z coraz cięższymi powiekami. – Mam na imię Melody.

– Miło było cię poznać, Melody.

Zamykam oczy. Ostatnie, co pamiętam, to czyjaś dłoń delikatnie muskająca mój policzek i trzask zamykanych drzwi.

***

Potwornie boli mnie głowa, a w ustach mam tak sucho, że z trudem przełykam ślinę. Unoszę powieki i przez chwilę nie wiem, gdzie jestem, lecz ból pleców podpowiada mi, że tę noc spędziłam na kanapie w salonie. Siadam, wbijając wzrok w wyłączony ekran telewizora. Wydarzenia z wczorajszej nocy zaczynają przewijać mi się przed oczami jak w kalejdoskopie. Muzyka, taniec i alkohol. Dużo alkoholu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tyle wypiłam. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam kaca. Chyba jeszcze w liceum.

Kiedy wstaję, również ból stóp spowodowany zbyt długim noszeniem szpilek daje o sobie znać. Wolnym krokiem przechodzę do łazienki, gdzie od razu spoglądam w lustro, a to, co w nim widzę, ani trochę mi się nie podoba. Rozmazany makijaż, opuchnięte oczy i matowe spojrzenie. Zdejmuję przez głowę połyskującą, czarną sukienkę, wrzucam ją do kosza na pranie, po czym to samo robię z bielizną. Włączam wodę, znikając za drzwiami kabiny prysznicowej.

Zamykam oczy, kiedy gorące strumienie wody uderzają o moje nagie ciało, po czym ponownie je otwieram i wyciskam na dłonie trochę kokosowego żelu. Zaczynam dokładnymi ruchami szorować jasną skórę, pozwalając myślom wydostać się z zamknięcia, w którym były przez ten cały czas. Nancy miała rację. Z sekundy na sekundę mam coraz bardziej gdzieś, że mama i dziadek nie pojawili się na wręczeniu dyplomów, a smutek zastępuje złość. Zdecydowanie wolę być zła niż smutna.

Nancy głośno puka do drzwi łazienki. Wołam, że zaraz wychodzę, po czym szybko myję włosy oraz twarz i wychodzę z kabiny. Lewą ręką przecieram zaparowane lustro, a palce prawej dłoni przykładam do ust. O cholera! Chwytam się umywalki, oddychając ciężko. Nie mogłam tego zrobić. Umysł podsuwa mi obrazy ze snów. To nie mogło wydarzyć się naprawdę. Chwytam żółty ręcznik i owijam nim mokre ciało. W tym samym momencie drzwi otwierają się i pojawia się w nich moja skacowana przyjaciółka.

– Dłużej nie...

– Powiedz, że tego nie zrobiłam – wchodzę jej w słowo. Marszczy brwi, nie rozumiejąc. – Powiedz, że nie całowałam się z tym facetem z klubu.

Jej twarz rozjaśnia szeroki uśmiech.

– O tak – mówi, a jej uśmiech staje się jeszcze szerszy. – Całowałaś, dziewczyno. I to jak całowałaś! Gdybym siłą nie wciągnęła cię do taksówki, zapewne posunęlibyście się o krok dalej.

Nie, nie, nie! Ona kłamie i ma z tego niezły ubaw.

– Nancy, proszę cię, powiedz prawdę.

Przyjaciółka kładzie mi dłonie na ramionach i patrzy prosto w oczy.

– Nigdy wcześniej nie widziałam cię tak napalonej, Mel – mówi poważnie. – Przestań – dodaje, widząc moją minę. – Nie masz czego żałować. Facet był boski i na pewno nigdy więcej się nie spotkacie, więc wyluzuj i daj mi się w spokoju wysikać.

Szybko wychodzę z łazienki i przechodzę do kuchni. Całe nasze mieszkanie urządzone jest w stylu prowansalskim. Wszędzie królują biele, beże i pastelowe błękity, natomiast meble są lekkie, białe i delikatnie zdobione. Z szafki nad zlewem wyjmuję szklankę, po czym wlewam do niej zimną wodę i od razu wypijam niemal całą zawartość.

Nancy ma rację. Powinnam wyluzować. Zapomnieć o słodkich ustach i silnych ramionach nieznajomego i zająć się ważniejszymi sprawami. Właśnie odebrałam dyplom. Muszę poszukać jakiejś kancelarii, która przyjmie mnie na staż. Ponownie napełniam szklankę wodą i przechodzę do salonu, gdzie siadam na niewygodnej, beżowej kanapie.

Zamykam oczy, odchylając głowę do tyłu. Pulsujący ból powoli słabnie. Mimowolnie przywołuję w pamięci zapach przystojnego bruneta. Niezwykle świeża i intensywna kompozycja pieprzu, bergamotki i cedru pieści moje zmysły na nowo. Nagie ramiona pokrywa mi gęsia skórka.

Odstawiam szklankę na biały stolik kawowy i obejmuję się ramionami.

To śmieszne, że Carter przez tyle lat związku nigdy nie wzbudził we mnie tyle ekscytacji, co samo wspomnienie pocałunku z mężczyzną, który jest mi zupełnie obcy.

Carter. Wysoki, świetnie zbudowany blondyn o radosnym spojrzeniu niebieskich oczu. Poznaliśmy się, gdy byłam na trzecim roku studiów. Od razu mi się spodobał. Studiował medycynę. Był taki elokwentny i oczytany. Przez pierwsze miesiące związku nie odrywaliśmy się od siebie nawet na kilka minut, każdą wolną chwilę spędzając razem.

Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęło się między nami psuć, chociaż jak teraz o tym myślę, to już po roku związku straciliśmy sobą zainteresowanie. Mimo to spotykaliśmy się niemal codziennie, ale nasze „randki” przypominały raczej spotkania dobrych znajomych niż pary kochanków. Gdzieś po drodze utraciliśmy dawną namiętność i pożądanie, które z każdym kolejnym dniem coraz trudniej było nam odzyskać.

Oczywiście kochałam go i byłam przekonana, że to ten jedyny. Łudziłam się, że z czasem nauczymy się siebie na nowo i będzie jak dawniej. Jaka ja byłam głupia! Pewnego dnia umówiłam się z nim na siedemnastą. Mieliśmy zjeść kolację, porozmawiać, po prostu spędzić razem trochę czasu. Mój wtedy jeszcze chłopak był niesamowicie miły. Cały dzień wysyłał mi wiadomości, w których zapewniał o swojej miłości. Ucieszyłam się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że nasz związek jest niezniszczalny.

Od samego rana przygotowywałam się na ten wieczór. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i zjawić się godzinę wcześniej. Kiedy stanęłam w przedpokoju jego mieszkania, zamurowało mnie. Nie byłam w stanie mówić ani się poruszać, a oni byli tak zajęci sobą, że nie usłyszeli przekręcania klucza w zamku, więc po prostu stałam i kilka cholernie długich sekund patrzyłam, jak mój ukochany posuwa swoją piękną koleżankę rezydentkę.

Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie upokorzył. Po naszym rozstaniu czułam ogromną pustkę, aż do… teraz. Szeroko otwieram oczy, kiedy uświadamiam sobie co, a raczej kto mi w tym pomógł. Biegnę do łazienki i bezceremonialnie otwieram drzwi.

– Jak on się nazywa? – pytam Nancy, która zawzięcie myje zęby.

Na mój widok wypluwa pianę do umywalki.

– Kto? – Zanim zdążę odpowiedzieć, uśmiecha się szeroko. – Mel, zapomnij o nim.

– Wiesz czy nie?

Przyjaciółka starannie płucze usta, po czym wyciera twarz miękkim ręcznikiem.

– Nie mam pojęcia, kim on jest – odpowiada. – Jasne, jest niesamowicie przystojny, ale wydał mi się trochę dziwny. Każdy normalny facet w jego sytuacji odsunąłby się od ciebie albo po prostu stałby zszokowany faktem, że nieznajoma kobieta rzuca się na niego, a co on zrobił? Przyciągnął cię do siebie i wyglądał, jakby wcale nie chciał się z tobą rozstawać. Nie ukrywam, że trochę się go bałam.

Coś wewnątrz mnie nie zgadza się z ani jednym jej słowem. Odwracam się i zaciskam usta w wąską linię.

– Muszę się zdrzemnąć – rzucam przez ramię, wciąż czując zniewalający zapach męskich perfum.

***

Ze snu wyrywają mnie dźwięki dzwonka wydobywające się z telefonu leżącego tuż przy poduszce, na której spoczywa moja głowa. Nie wiem, jak długo spałam, ale czuję się jeszcze gorzej niż przed położeniem się do łóżka. Spoglądam na wyświetlacz, mimowolnie się krzywiąc. Amelie. Kusi mnie, żeby odrzucić połączenie, jednak jedynie odczekuję kilka sekund, po czym odbieram.

– Tak, mamo?

– Najmocniej cię przepraszam, kochanie – słyszę skruszony głos mamy. – Ta sprawa była naprawdę bardzo ważna. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.

Zapewne dziadek kazał jej do mnie zadzwonić i przysłuchuje się rozmowie, bo nigdy nie nazwałaby mnie kochaniemz własnej woli.

– Nie gniewam się – przyznaję szczerze. – Jest mi po prostu przykro. Ale zapomnijmy o tym. W końcu studia kończy się tyle razy w życiu…

– Melody, przestań – nakazuje rodzicielka już swoim naturalnym, chłodnym tonem. – Powinnaś zrozumieć, że w dorosłym życiu człowiek zmuszony jest dokonywać różnych wyborów, a już szczególnie w naszym zawodzie. Sama się o tym przekonasz, kiedy zaczniesz pracę w „Prince&Stone”.

Odrzucam kołdrę na bok, zrywając się z łóżka.

– Jak to zacznę pracę w „Prince&Stone”? – pytam, nie poznając swojego piskliwego głosu. – Umawialiśmy się, że tutaj pomożecie mi znaleźć staż i…

– Nie wygłupiaj się – nie pozwala mi dokończyć. – Potrzebujemy cię w kancelarii. Wszystkie dokumenty są już przygotowane, a najdalej za kilka tygodni rozpoczniesz pracę u nas.

Rozłącza się po tych słowach.

Kręcę głową z niedowierzaniem, wpatrując się tępo w telefon. Ja nadal śnię, prawda? Moja szalona matka wcale nie postanowiła zaplanować całego mojego życia. Już wystarczy, że wybrała mi studia, których wcale nie chciałam, a które skończyłam z wyróżnieniem, na które wcale nie zasługiwałam, ponieważ już teraz nie pamiętam większości definicji, ważnych dla mnie jedynie do momentu rozpoczęcia egzaminu.

Szczypię się mocno w nadgarstek, sycząc z bólu. Jednak nie śnię, a rozmowa z Amelie odbyła się naprawdę. Cholera! Muszę jak najszybciej skontaktować się z dziadkiem – tylko on jest w stanie przemówić jej do rozumu.

 Dacie się skusić na tą książkę?

PREMIERA: 27.01.2021

7 komentarzy:

  1. Jestem pewna, że ta premiera zainteresuje wiele czytelniczek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pewna, że wiele kobiet sięgnie po tą książkę. Jednak ja nie za bardzo lubię tego typu powieści, więc raczej nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się sporo emocji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej nie mam jej w planach. Jest tyle innych powieści, które chciałabym przeczytać.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...