piątek, 6 grudnia 2013

"Mam na imię Księżniczka" - Sara Blaedel



„Mam na imię Księżniczka” – tytuł i związane na okładce ręce nasuwały mi nieco mylne wyobrażenie o tej książce. Coś takiego kojarzyło mi się raczej z jakąś uzależnioną od brutalnego seksu dziewczyną, która opowiada o swoim losie. Streszczenie na tylnej okładce mówiło jednak co innego, a jednak coś tchnęło mnie do tego, aby przeczytać ów kryminał Sary Blaedel.

Do Kopenhaskiej policji dociera wiadomość o straszliwym gwałcie dokonanym na młodej dziewczynie. Ofiara przeżywa, aczkolwiek to wydarzenie pozostawia na jej psychice ogromny ślad. Gwałciciel okazał się tajemniczym amantem, który zakładając w Internecie fikcyjne konta, podrywał kolejne dziewczyny. Dotarcie do niego jest jednak niezwykle trudne, ponieważ używając nieprawdziwych danych i korzystając z licznych komputerów, mężczyzna zabezpieczył się przed złapaniem. Śledztwem zajmuje się między innymi Louise, zdeterminowana kobieta pragnąca za wszelką cenę dopaść gwałciciela. Tropy prowadzą jednak do nikąd, a wkrótce okazuje się, że dochodzi do następnej tragedii. W podobny sposób zgwałcona zostaje inna dziewczyna, która dodatkowo umiera. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Czy policja wpadnie na trop zboczeńca? Czy będą kolejne ofiary? Do jakich nietypowych działań posunie się Louise?

„Mam na imię Księżniczka” to kryminał przedstawiający problem, jakim jest poznawanie osób w sieci. Internet jest dla nas oknem na świat, który nie zawsze w rzeczywistości okazuje się taki, jak wirtualnie. Chociaż historia przedstawiona w książce jest fikcją, to jednak na całym świecie do takich przypadków dochodziło już niejednokrotnie.
Książka Sary Blaedel, chociaż porusza całkiem ciekawy temat, sama w sobie nie jest arcydziełem. Nie można narzekać na nieinteresujący temat, na skomplikowane dialogi czy też panujący w książce chaos, a jednak mimo to, czegoś jej brakuje. Nie chcę przez to powiedzieć, że „Mam na imię Księżniczka” wydaje mi się niegodną polecenia. Jest po prostu przeciętną książką, przy której momentami byłam zainteresowana, aczkolwiek na pewno nie zapamiętam jej na dłużej. Zazwyczaj mam problem z napisaniem streszczenia książki, bo nie wiem, co powinnam w nim umieścić, gdyż ciekawostek jest wiele, a wszystkich zdradzać nie można. Tutaj miałam problem, bo po prostu nie wiedziałam o czym pisać. Przez całą książkę, jak dla mnie, nic się nie działo. Zgwałcona dziewczyna miała problemy z matką, główna bohaterka z partnerem, a śledztwo w sprawie gwałciciela tkwiło w miejscu. Dopiero pod koniec coś zaczęło się dziać. W ogólnym streszczeniu, jakie podają księgarnie, widnieje takie zdanie „Kolejne tropy wiodą w coraz to inną ślepą uliczkę, Louise Rick musi więc podjąć niestandardowe działania. Zakłada profil na portalu randkowym…”. To ma zaś miejsce w jednych z ostatnich rozdziałów, więc proszę się nie sugerować tym, że będzie się coś w związku z tym wyjątkowego działo.

Nie wiem, co mogłabym powiedzieć na ten temat więcej. Jeżeli macie ochotę, przeczytajcie. Może się Wam spodoba. Ja jakoś nieszczególnie się zachwyciłam, chociaż nie było tak źle, bo momentami naprawdę czułam się zainteresowana.

Moja ocena – 3/5

P.S. Zgodnie z zapowiedziami, 4 grudnia wybrałam się do Empika sprawdzić, czy "Obietnice po zmierzchu" naprawdę się pojawiły. Okazało się, że tak! Co prawda czekałam przeszło pół godziny, aż panie znajdą książkę w kartonach i wszystko rozpakują, ale mam już swój egzemplarz i niedługo zabieram się za czytanie. Spodziewajcie się więc tego, że niedługo pojawi się recenzja.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...