„Pół świata z plecakiem i mężem” to książka, na którą nie
miałam większej ochoty, bo autorka, jaką jest Danuta Gryka, jakoś nie była mi
dotąd znana. Znacznie bardziej wolę czytać książki podróżnicze autorów
sprawdzonych, takich jak Wojciech Cejrowski czy Martyna Wojciechowska. A jednak
trafiła w moje ręce przez pewien konkurs i prędzej czy później przyszła na nią
kolej.
Owa pozycja nie skupia się wyłącznie na danym kraju. To
mieszanka różnych kultur i krajobrazów, ponieważ podróż zaczyna się w Turcji i
przechodząc przez inne państwa, kończy się na Nowej Zelandii. Przyznam, że
początkowo nieco mi to przeszkadzało. Czułam się tak, jakby autorka przebiegała
przez kolejne terytoria chcąc tylko dopisać do swojej listy kolejne kraje, w których udało się jej być. Mało co
zwiedzała i głównie skupiała się tylko na tym, aby za darmo się gdzieś dostać
lub wyspać. Opis autostopów, opis tanich hosteli i taniego jedzenia. Żenujące
było też dla mnie proszenie się innych o bilety lub pchanie bez opłaty w miejsca,
gdzie inni wchodzili za pieniądze…
Z czasem jednak zaczęłam patrzeć na to wszystko nieco
inaczej. Skoro autorka wraz z mężem chcieli przemierzyć taki kawał, zmuszeni byli
do oszczędzania już od samego początku. Gdyby nie to, nie dotarliby tak daleko.
Nie każdy zaś ma miliony na to, aby opłacić każdą swoją zachciankę. Z pogardy
zrodził się więc podziw. Bo aby przemierzyć taki kawał świata bez jakiejkolwiek
organizacji, potrzeba nie lada odwagi. Dzięki temu, podróżnicy poznali wiele
osób i sporo też widzieli. Być może nie posmakowali w pełni tych wszystkich
zwiedzonych państw, ale zawsze jakoś liznęli ich kultury. I kiedy początkowo
Turcja czy Laos opisane są na kilku stronach, Australii czy Nowej Zelandii
autorka poświęciła o wiele więcej miejsca. Wynika to z faktu, że to właśnie tam
małżeństwo zatrzymało się na nieco dłuższy okres czasu i moim zdaniem jest to
bardzo ciekawe. Ponadto możemy przeczytać o tym, że pani Danuta wraz z mężem
podjęli się (nie do końca legalne) pracy w kraju kangurów. Ci państwo pokazali,
że jeżeli bardzo się czegoś chce, zawsze można dać sobie radę, a pieniądze na
dalszą podróż zawsze się znajdą.
Taka książka uczy także tego, że ogromne ekspedycje nie
są dostępne tylko dla bogaczy. Nie trzeba wiele, aby móc przeżyć najpiękniejszą
i najbardziej fascynującą podróż życia. Tego typu przygoda z pewnością
zapewniła państwu Gryka o wiele więcej wrażeń, aniżeli zorganizowane przez
biuro podróży wakacje, za które płaci się naprawdę sporo.
W efekcie nie mogę więc narzekać. Książka mi się podobała
i chociaż daję mały minus za początkowo powierzchowny opis niektórych krajów,
to końcowa ocena i tak jest wysoka. Całość zwieńczona jest pięknymi
ilustracjami, na widok których nutka zazdrości wije się koło serca.
Polecam osobom lubiącym dzikie podróże, zarówno takie w
rzeczywistości jak i takie zawdzięczane własnej wyobraźni.
Moja ocena – 4/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz