Doświadczony czytelnik już
po przeczytaniu paru stron potrafi stwierdzić, czy dana książka go
zainteresuje. Zazwyczaj bywa tak, że coś nas albo wciąga, albo odrzuca. Oczywiście
zdarzają się zaskakujące niespodzianki, kiedy to marne początki rozwijają się w
ciekawą akcję.
„Jej wszystkie życia” to
książka, która na wstępie wydała mi się dziwna, nietypowa i chaotyczna. Nie
zmieniło się to jednak po stu, dwustu czy też czterystu stronach. Mam co do
niej bardzo mieszane uczucia, aczkolwiek swoją opinię wyrażę nieco precyzyjniej
trochę później.
Główną bohaterką książki
jest Ursula. Dziewczynka przychodzi na świat w zaśnieżonej Anglii, po czym
umiera dlatego, że podczas porodu wystąpiły komplikacje, a lekarz nie mógł
dotrzeć na miejsce na czas. Jak zatem martwa osoba może być główną postacią książki liczącej prawie 600 stron? Okazuje się, że jednak może. Otrzymuje od
losu niezwykłą szansę i rodzi się na nowo, opowiadając dalej o swoich dziejach
tak, jakby zwyczajnie nic złego się nie stało. Na tym jednak nietypowe życie
Ursuli się nie kończy. Śmierć wyciąga po dziewczynę swoje szpony
niejednokrotnie, po czym znowu przychodzi kolejna szansa na to, aby dalej
istnieć… Jak to jest, kiedy człowiek dostaje od losu taki dar? Czy na pewno jest
to takie korzystne?
Akcja powieści rozgrywa
się w czasach wojny, a klimat tychże czasów zostaje oddany naprawdę wspaniale.
Cała atmosfera panująca wtedy w Anglii zostaje odzwierciedlona w opisach,
ludzkich zachowaniach czy też w dialogach, a czytelnik ma wrażenie, że odczuwa
ją wszystkimi zmysłami. Wszystko jest
dobrze, do czasu kiedy kończy się jeden rozdział i rozpoczyna kolejny, bo
całość jest jakby nie powiązana ze sobą. Autorka miesza kolejność wydarzeń
tworząc puzzle i skłaniając czytelnika do intensywnego myślenia. Oryginalny
pomysł wielu osobom niewątpliwie przypadł do gustu. Mnie niestety męczył, a
zagmatwana sytuacja bardzo zniechęcała. Kiedy już wczuwałam się w akcję, takowa
kończyła się i zaczynała od nowa, jakby poprzednie wydarzenia nie miały sensu.
Ciężko mi było skłaniać się do dalszego czytania, a przecież nie o to w
książkach chodzi.
„Jej wszystkie życia” to
pozycja, która na wielu blogach internetowych zyskała bardzo pozytywne opinie. Stąd
moje zaskoczenie. Nie będę jednak ukrywać tego, co myślę i przyznam, że dla
mnie przeczytanie jej nie było wspaniałą przygodą. Być może nie dojrzałam do
takich powieści, a może mam inny gust niż większość. Wolę jednak takie książki,
w których wszystko jest w miarę klarowne, a akcja przybiera tempa ukazując nowe
wydarzenia. Tutaj za dużo było nowości, zawiłości i problemów. Zbyt dużo
bohaterów, detali i wątków. Pani Kate Atkinson mówię więc stanowcze "nie".
Moja ocena – 2/5
Zastanawiałam sie nad kupnem tej pozycji. Cieszę się, że przeczytałam Twoją opinie, bo nakresliło mi to pewien obraz książki. I chyba jednak podziękuję...
OdpowiedzUsuńWidzę, że Tobie niezbyt się podobała, jednakże mojej koleżance wręcz przeciwnie... Jest zachwycona tą książką i coś czuję, że niedługo wciśnie mi ją w ręce. :) Podoba mi się pomysł na tę powieść, więc przeczytam. I wtedy zobaczę, czy dołączę z opinią do Ciebie czy do mojej koleżanki. ^_^
OdpowiedzUsuńhttp://strefa-czytania-obowiazuje-wszedzie.blogspot.com/